Gen. Janicki poinformował w programie "Kropka nad i" w TVN24, że przygotowania do wizyty i wylotu rozpoczęły się w marcu. Powiedział, że przed 10 kwietnia do Rosji poleciało trzech funkcjonariuszy BOR, a 10 kwietnia na lotnisku w Smoleńsku od rana było dwóch oficerów Biura. Jak dodał, pozostali oficerowie, oczekujący na delegację w Katyniu, natychmiast po otrzymaniu informacji o katastrofie udali się na lotnisko w Smoleńsku. - Procedury BOR są takie, że my uczestniczymy w ochronie osobistej, natomiast całe odium bezpieczeństwa podczas wizyt naszych VIP-ów poza granicami spada na gospodarzy - zaznaczył gen. Janicki. - Nie ma związku przyczynowo-skutkowego z obecnością funkcjonariuszy BOR na lotnisku lub nie z tym, co się stało. Gdyby nawet było ich 100 lub 200, czy nie doszłoby do tragedii? Przecież oni nie mieli na to żadnego wpływu. Samolot nie rozbił się na lotnisku czy na pasie startowym - mówił gen. Janicki. Szef BOR przypomniał, że to funkcjonariusze BOR odnaleźli ciało Lecha Kaczyńskiego i było to około godz. 17 czasu polskiego. - Pan prezydent został natychmiast przeniesiony w inne miejsce. Była asysta - od nas był jeden funkcjonariusz i oczywiście strona rosyjska - powiedział szef BOR. Jak dodał, zwłoki prezydenta leżały na noszach i były przykryte białym materiałem. Gen. Janicki był też pytany o publikacje "Gazety Polskiej", jakoby oficer BOR Jacek Surówka, który zginął w katastrofie, dzwonił do żony po rozbiciu się samolotu. - To jest wielka niegodziwość. To jest niepojęte. (...) To co zrobił redaktor "Gazety Polskiej", jest niepojętym barbarzyństwem - powiedział szef BOR. Poinformował, że to szefa MSWiA Jerzego Millera na bieżąco informował o działaniach BOR-u w związku z zabezpieczeniem wizyty. "Jestem do dyspozycji premiera" - dodał też. W połowie września premier Donald Tusk zapowiedział, że poprosi gen. Janickiego o wyjaśnienie sprzeczności, dotyczących tego, czy 10 kwietnia na lotnisku w Smoleńsku byli oficerowie polskiej ochrony, czy też ich nie było. "Wiadomości" TVP1 dotarły wówczas do zeznań, jakie oficerowie BOR - odpowiedzialni za zabezpieczenie wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu - złożyli w prokuraturze. Miało z nich wynikać, że na lotnisku w Smoleńsku nie było oficerów polskiej ochrony. Przebywali w położonym kilkanaście kilometrów dalej lesie katyńskim. Według "Wiadomości" na obecność BOR na lotnisku mieli się nie zgodzić Rosjanie.