Prof. Zbigniew Brzeziński, b. szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego w ekipie prezydenta USA Jimmy'ego Cartera (1977-1981), jeden z najbardziej wpływowych polityków i strategów amerykańskiej polityki zagranicznej, zmarł w wieku 89 lat. Odnosząc się do znaczenia Brzezińskiego w najnowszej historii Polski szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego zwrócił uwagę, że był on "mentorem dla kolejnych liderów politycznych". Zaznaczył, że ma na myśli "najpierw liderów opozycji przed 1989 r.", a po 1989 r. wszystkich liderów, "niezależnie od barw politycznych". "Był autorytetem, z którym musiał rozmawiać i rozmawiał, i czerpał z niego każdy" - dodał Soloch. Przywołał w tym kontekście rozmowę, jaką z Brzezińskim odbył w ubiegłym roku w Waszyngtonie prezydent Andrzej Duda. "To była taka rozmowa osób z różnych pokoleń i o siłą rzeczy różnych biografiach, a jednak była taka od razu chemia, a rozmowa między nimi trwała dłużej niż było to wcześniej przewidziane" - relacjonował szef BBN. Zaznaczył, że Brzeziński był postacią ważną dla Ameryki, a co za tym idzie - dla całego świata, a jego znaczenie w światowej polityce utrzymywało się przez wiele lat. "To nie jest osoba, która ma parę lat epizodu, tylko bardzo duża indywidualność w wymiarze międzynarodowym" - powiedział Soloch. Zwrócił też uwagę, że współarchitektką polityki amerykańskiej i światowej poczynając od 1989 r. była uczennica Brzezińskiego, b. sekretarz stanu USA Madeleine Albright. Szef BBN podkreślił jednocześnie, że Brzeziński był kimś, dla kogo Polska "ciągle istniała". "Pracował przede wszystkim w interesie Stanów Zjednoczonych, dla Ameryki, ale o Polsce nie zapominał i dawał nie raz tego dowody" - mówił. Według niego jednym z centralnych elementów doktryny Brzezińskiego, był "brak zgody, żeby małe narody, mniejsze, słabsze państwa, nie miały prawa do bycia suwerennymi". "Ta jego doktryna, jego filozofia, przeciwstawiała się innej, która była przypisywana konkurującej z nim indywidualności, jaką był Henry Kissinger (...), która miała głosić, że Amerykanie, Zachód, musi się dogadać z Sowietami, wyznaczyć podział na strefy wpływów i wzajemnie nie ingerować w te strefy wpływów" - mówił Soloch. Kontrpropozycją Brzezińskiego - dodał - była polityka oparta na idei praw człowieka, która "miała od środka rozsadzać blok sowiecki". Jak podkreślił, w praktyce realizował on tę koncepcję m.in. współkształtując strategię amerykańską wobec ZSRR w połowie lat 70., a także przyczyniając się do sformułowania w czasie konferencji helsińskich celów "związanych z poszanowaniem praw człowieka i podstawowych wolności", które to zapisy stały się z kolei "zaczynem i inspiracją dla wszystkich ruchów w krajach bloku sowieckiego, a zwłaszcza w Polsce dla KOR-u, ROPCiO, tego typu organizacji". "Był antykomunistą, był przeciwnikiem koncertu mocarstw, dyktatu silnych wobec słabych i starał się to zarówno w tym wymiarze uniwersyteckim, teoretycznym, ale także w wymiarze praktycznym te zasady realizować. I to jest taka zasługa istotna dla nas, jako Polaków, ale też dla innych narodów znajdujących się w podobnej sytuacji, jak Polska" - powiedział Soloch. Dodał, że o "prymacie prawa nad prawem siły ciągle przypomina nasz prezydent Andrzej Duda". Jak mówił, taki był m.in. przekaz pierwszego wystąpienia prezydenta na forum ONZ w 2015 r. "Takich jak nasz prezydent jest więcej" - zaznaczył szef BBN. Pytany, czy obecnie amerykańska i światowa polityka nie zwraca się ponownie w stronę zasady "koncertu mocarstw" i czy doktryna Brzezińskiego nie staje się tym samym anachroniczna, Soloch powiedział: "Na pewno nie anachroniczna, natomiast czy przeważy, to czas pokaże". "W tej chwili, pomimo rzeczywiście takiego oryginalnego, specyficznego stylu, w jakim nowy prezydent Stanów Zjednoczonych przedstawia interesy Ameryki wobec sojuszników, wobec partnerów zachodnich, nie wydaje się, żeby nastąpił jakiś zdecydowany zwrot w tym kierunku (idei koncertu mocarstw - PAP)" - dodał szef BBN. Zwrócił uwagę, że w swoim czwartkowym wystąpieniu na szczycie NATO w Brukseli Donald Trump zapowiedział realizację wcześniejszych amerykańskich obietnic, nawiązując do "wysuniętej obecności wojskowej" na flance wschodniej Sojuszu. "Co więcej, mówi, że zamierza przeznaczyć więcej pieniędzy na te cele pod wpływem swoich generałów" - zaznaczył Soloch.