Na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia Paweł Soloch był pytany m.in. o wsparcie żołnierzy na wschodniej flance NATO. Szef BBN wskazał, że "spodziewamy się żołnierzy amerykańskich, takie rozmowy są prowadzone". Zastrzegł jednak, że nie chciałby podawać szczegółowej liczby żołnierzy. - Amerykanie zadeklarowali już teraz przerzut ponad ośmiu i pół tysiąca żołnierzy dla całej Europy Wschodniej, a u nas w pierwszym rzucie prawdopodobnie znalazłoby się ok. dwóch tysięcy dodatkowych żołnierzy - podkreślił. Soloch zaznaczył, że działania prowadzone są na dwóch planach. - Jednym planem jest oczywiście fizyczna obecność żołnierzy amerykańskich, również na polskiej ziemi. Natomiast drugim planem jest uruchomienie mechanizmu oraz budowanie zdolności do przerzucenia naprawdę istotnych ilości wojsk, gdyby zaszła taka potrzeba - wyjaśnił. Eksperci: To dobra decyzja Eksperci są zgodni, że w obliczu możliwej wojny Rosji z Ukrainą należy zwiększyć liczbę amerykańskich żołnierzy na wschodniej flance NATO, w tym w Polsce. - Każda decyzja o zwiększeniu potencjału wojsk amerykańskich w Polsce jest dobrą decyzją. Tym bardziej, że za wschodnią granicą, na Białorusi, są zgromadzone bardzo duże siły rosyjskie, np. 90. Dywizja pancerna - powiedział w rozmowie z Interią gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca i wiceminister obrony narodowej. Jak dodał, "każdy potencjał wojskowy, który zwiększa nasze możliwości jest jak najbardziej uzasadniony". - Pytanie tylko, jako formacja, jaki kontyngent, zostanie wysłany do Polski - podsumował. W podobnym tonie wypowiedział się gen. Roman Polko. - Na tę decyzję trzeba spojrzeć jako na symbol lub sygnał wysłany w kierunku Rosji - że wschodnia flanka NATO będzie wzmacniana adekwatnie do tego zagrożenia, które generuje Putin - wyjaśnił były dowódca GROM. - Oczywiście, dwa tysiące żołnierzy versus 120 tys. żołnierzy na Ukrainie trudno w jakikolwiek sposób porównywać, ale musimy pamiętać, że mamy w Polsce dowództwo V korpusu, że rzeczywiście mamy silną NATO-wską odpowiedź i z pewnością w obliczu tych agresywnych działań wzmacniana będzie nie tylko wschodnia flanka, ale być może także kraje skandynawskie, np. Finlandia, które czują się zagrożone - dodał.