Krzysztof Szczerski powiedział w radiowej Jedynce, że prezes IPN, decydując się na upublicznienie materiałów, wziął odpowiedzialność za ich autentyczność. Prezydencki minister uważa, że cała sprawa pokazuje, iż III RP była w dużym stopniu zbudowana na kłamstwie, dotyczącym między innymi życiorysu Lecha Wałęsy. - Skutki tego kłamstwa ciągną się do dziś - dodał Szczerski. Jego zdaniem, jest bardzo prawdopodobne, że szafa Kiszczaka nie jest przypadkiem odosobnionym i w Polsce istnieje więcej tego typu archiwów w prywatnych domach. - Te dokumenty mogą być wykorzystywane do szantażowania osób, których teczki utworzyła SB - dodał minister. "W społeczeństwie jest duża potrzeba dojścia do prawdy" Szczerski mówił, że zainteresowanie dokumentami dotyczącymi Wałęsy pokazuje, iż w społeczeństwie jest duża potrzeba dojścia do prawdy w tej sprawie. Jego zdaniem, historię Wałęsy należy opowiedzieć na nowo, biorąc pod uwagę wszystkie elementy jego życiorysu. Wśród dokumentów jest między innymi datowany na 19. grudnia 1970 roku "Wniosek o opracowanie kandydata na tajnego współpracownika". Czytamy w nim, że kandydat "od początku zajść grudniowych był (...) członkiem komitetu strajkowego w stoczni, brał aktywny udział w zajściach ulicznych przed Komitetem Wojewódzkim PZPR oraz Komendą Miejską M.O". Znajduje się tam też zobowiązanie do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, datowane na 21.12.1970 r. podpisane nazwiskiem Lecha Wałęsy. W dokumencie czytamy, że oprócz zobowiązania do utrzymania w tajemnicy kontaktów z SB, domniemany podpisujący zapewnia, że będzie "współpracować ze służbą bezpieczeństwa w wykrywaniu i zwalczaniu wrogów PRL".