Dziennikarka Polsatu News najpierw spotkała się z matką Trynkiewicza, a następnie napisała do "szatana z Piotrkowa" list. Nieoczekiwanie Trynkiewicz jej odpisał - wynika z informacji dziennika.pl. "Z tego co widzę, jest pani młodą osobą i nie sądzę, żeby porwała się pani na ocieplanie mojego wizerunku. Nie ma zapotrzebowania na taki wizerunek. Pisząc to mam na myśli konkretny wywiad udzielony dawno temu przeze mnie również młodej dziennikarce, kiedy to z kilkugodzinnego nagrywania zostało wybranych kilka minut. W reszcie rozmowy za dobrze wypadłem" - tak zaczyna się list Trynkiewicza, którego fragmenty opublikował dziennik.pl. "Czy 25 lat to mało? Ja przez 21 lat mojego wyroku przebywałem na oddziale terapeutycznym w zakładzie karnym w Strzelcach Opolskich, gdzie pracowałem z psychologami, uczęszczałem na terapię i tu do Rzeszowa zostałem przewieziony w celu odbycia terapii, którą odbyłem podczas 12-miesięcznych zintensyfikowanych zajęć. W celi nie siedziałem po prostu odbywając wyrok, ale pracowałem nad sobą. To się dzisiaj w ogóle nie liczy, że siedziałem przez 25 lat i nie zbijałem bąków, ale jednak robiłem wszystko, by okres mojego siedzenia spędzić aktywnie pracując nad sobą? Jakoś nikt tego nie przedstawia od tej strony. Dlaczego?"- pyta w dalszej części listu Trynkiewicz. "Ja zostałem skazany na 25 lat pozbawienia wolności. Tak mówi prawomocny wyrok i kierowanie mnie do zamkniętego ośrodka przedłuża ten okres pozbawienia wolności. Już w tym jest sprzeczność. Jest to drugi wyrok za to samo przestępstwo. Tym samym działanie prawa wstecz" - podsumowuje w liście "szatan z Piotrkowa". Przypomnijmy: 52-letni obecnie Mariusz Trynkiewicz został w 1989 roku czterokrotnie skazany na karę śmierci za zabójstwo czterech chłopców. W wyniku amnestii 1989 r. wyrok ten został zmieniony na karę 25 lat więzienia. Kara kończy się 11 lutego. Wcześniej Trynkiewicz był karany za wykorzystywanie seksualne dzieci. Morderstw dokonał podczas przerwy w odbywaniu kary udzielonej mu w związku z chorobą matki. Nazywany "szatanem z Piotrkowa" zabójca może już w lutym wyjść na wolność z powodu opóźnionego wejścia w życie tzw. "ustawy o bestiach", którą rząd wprowadził, by izolować najgroźniejszych przestępców skazanych na karę śmierci za czasów PRL. W 1989 roku wyroki te - na mocy amnestii - zostały im zamienione na 25 lat więzienia.