Dotychczas do jednostek specjalnych mogli trafiać tylko ci, którzy już służyli w wojsku. W lipcu br. ziściły się zapowiedzi z ostatnich lat - ruszyła rekrutacja cywilów. W październiku kandydaci przybywali do Ośrodka Szkolenia JWK w Lublińcu (woj. śląskie) na sprawdzian sprawności fizycznej i wstępną rozmowę kwalifikacyjną. Najlepsi zostaną przyjęci na specjalny kurs. Jeśli go skończą, zostaną żołnierzami jednostek Wojsk Specjalnych - ale jeszcze nie komandosami."Ankiety personalne wypełniło drogą elektroniczną blisko 400 osób, ponad 200 zaprosiliśmy na egzamin, część nie dopełniła formalności, niektórzy nie przyszli, stawiło się ok. 150" - mówi PAP komendant ośrodka mjr Paweł Wronka. Najpierw sprawdza się sprawność fizyczną kandydatów. Wstępny sprawdzian jest taki sam jak okresowy egzamin z WF dla żołnierzy zawodowych. Jak mówi Krzysztof, instruktor WF, przygotowana do tej części jest połowa aspirujących. Jego słowa potwierdza wynik jednej z grup: na 29 osób, które przystąpiły do sprawdzianu, 15 jedzie na basen, pozostali mogą spróbować przy kolejnym naborze. Jednym z nich jest Cyprian z Katowic, z zawodu górnik, który odpadł na "brzuszkach". "Nie ma na co zwalać winy, za duża fantazja, za mało przygotowania" - przyznaje. Przyjechał, bo - jak mówi - przede wszystkim chciał się sprawdzić, ale chętnie zostałby żołnierzem. Tych, którzy przebiegną i przepłyną zadany dystans, oraz pomyślnie przejdą etap oceny świadectw (dodatkowo punktuje się dobre oceny z polskiego, angielskiego, historii, WOS i informatyki) czeka rozmowa kwalifikacyjna. Jest wśród nich 28-letnia Katarzyna z Tarnowa, która jako akademicka instruktorka fitnessu i pływania nie musiała się specjalnie przygotowywać. "Od dziecka chciałam pracować w służbach mundurowych, wcześniej chciałam być strażakiem, teraz dojrzałam do tego, żeby być żołnierzem" - mówi. Marzenie Katarzyny, która jest też utytułowana pływaczką, to morska jednostka specjalna <a class="textLink" href="https://geekweek.interia.pl/tematy-wojska-specjalne,gsbi,3118" title="Formoza" target="_blank">Formoza</a>. "Wiem, że to bardzo trudne, ale jeśli zostanę tutaj, też będę zadowolona. Jestem gotowa z dnia na dzień rzucić pracę nauczyciela akademickiego, przeprowadzić się do Lublińca czy nawet na wybrzeże; trochę szkoda byłoby mi tylko rzucić pływanie" - mówi. Andrzej z pobliskich Kalet najbardziej chciałby dostać się do Lublińca, ponieważ "to najstarsza jednostka specjalna w Polsce, nie tak owiana tajemnica jak GROM, panuje tu dobra atmosfera" - wylicza, przytaczając odczucia znajomego z jednostki. "Przede wszystkim interesuje nas motywacja do służby w wojskach specjalnych. Sprawdzamy też, jak ta osoba identyfikuje się z tym, że jest Polakiem, z naszą historią, jak widzi swoje miejsce w społeczeństwie" - opisuje zadania komisji mjr Wronka. Jak mówi, "z najlepszych kandydatów trzeba wyciągać", jakie mają zaświadczenia i co potrafią. Większość ma wyższe wykształcenie, przynajmniej licencjat, rzadko się zdarza wyłącznie świadectwo liceum. Członkowie komisji zaznaczają, że liczy się nie tylko sprawność fizyczna kandydata, ale także umysłowa - zdolność kojarzenia, zborność myśli, umiejętność odpowiadania na pytania. Jednak najgęstsze sito to egzamin ze sprawności fizycznej choć - jak mówi mjr Wronka - normy nie są szczególnie wysokie. "Wydaje mi się, że sprawność fizyczna w społeczeństwie spada, wielu ludzi przychodzi totalnie nieprzygotowanych; to nie jest kwestia tego, że komuś zabrakło jednego podciągnięcia. Są osoby, które robią jedno podciągnięcie zamiast 10 czy kilkunastu. Niektórym wydaje się, że patrząc w komputer można przygotować się do biegu, ci po przebiegnięciu 400 m dziękują" - ocenia. Wronka nie ma obaw, by otwarcie na cywilów zaszkodziło wojskom specjalnym. "Nie trafią tu z przydziału, jest egzamin. Obserwując tych, którzy do nas przychodzą, zwłaszcza młodych żołnierzy, często stwierdzamy, że nasze szkolenie musimy zacząć od wyeliminowania złych nawyków wojskowych, które już mają. Pytanie, co łatwiej zrobić - kogoś, kto nie umie nic, nauczyć od razu dobrze, czy walczyć z nawykami, które są niewłaściwe, a czasami wręcz niebezpieczne" - przekonuje. "Myślę, że każde hermetyczne środowisko zawsze się obawia, że jak ktoś wejdzie, to coś zepsuje; my raczej jesteśmy nastawieni pozytywnie; uważamy, że wpuszczenie świeżej krwi wyjdzie nam na plus, a nie na minus" - dodaje. Sławomir Filipowski, były żołnierz JWK, który teraz w komisji, pomaga kandydatom w prezentacji ich atutów. Zaznacza, że warunkiem dostania się do jednostki jest kurs zakończony kolejnym egzaminem. Po sprawdzianach z WF i rozmowach komisja zakwalifikowała do dalszego etapu ok. 60 kandydatów. Ich dane trafią do wojskowych komendantów uzupełnień, kandydaci będą skierowani na badania lekarskie i psychologiczne. "Jeżeli ktoś znajdzie się w pierwszej trzydziestce, przyjmiemy go na sześciomiesięczny kurs, roboczo nazwany +Commando+ jako kandydata na żołnierza zawodowego. Zostanie szeregowym elewem" - mówi Wronka. "Rozpoczęcie kursu - podkreśla - nie oznacza jego zakończenia. Kurs trwa sześć miesięcy, jest podzielony na trzy etapy - dni adaptacyjne i podstawowe szkolenie, szkolenie podstawowe, które pod względem programu jest podobne do służby przygotowawczej w NSR, z tym, że program jest realizowany w trzy, a nie cztery miesiące". Pozostałe dwa miesiące to trening umiejętności indywidualnych. Kurs kończy się dwudniowym egzaminem. "Jeżeli ktoś nie zda, żegnamy się z nim i odchodzi do rezerwy. Zdanie tego egzaminu jest warunkiem dopuszczenia do ostatniej części kursu, w której pojawiają się elementy typowej taktyki operacji specjalnych. Od umiejętności indywidualnych przechodzimy do podstaw pracy w sekcji działań specjalnych. Na zakończenie jest czterodniowa wyczerpująca sesja egzaminacyjna, ale nagroda, która czeka zwycięzców, jest ogromna: podpisanie kontraktu na pełnienie zawodowej służby wojskowej jako szeregowy zawodowy w jednej z jednostek. Decyzja, do której, należy do inspektora Wojsk Specjalnych" - opisuje Wronka procedurę. Dyskusja nad zmianą systemu rekrutacji cywilów trwała od kilku lat. By zaradzić problemowi drenowania armii z doświadczonych żołnierzy, pracowało nad tym Dowództwo (a później Inspektorat) Wojsk Specjalnych. Zmiany w zasadach naboru zalecała też <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-nik,gsbi,25" title="NIK" target="_blank">NIK</a>. Jakub Borowski