Bezpartyjny burmistrz Chmielnika (pow. kielecki) w niedzielnym głosowaniu uzyskał największe poparcie pośród czterech kandydatów (45,17 proc.), nie przekroczył jednak wymaganego progu 50 proc., potrzebnego do zwycięstwa w pierwszej turze. We wszystkich bezpośrednich wyborach od 2002 r. Zatorski wygrywał w pierwszej turze.Burmistrz w tym tygodniu zdecydował się zrezygnować z walki o reelekcję. W rozmowie z Polską Agencją Prasową podkreślił, że decyzja jest ostateczna - zdania nie zmieni, bo złożył już w tej sprawie stosowne dokumenty. - Przemyślałem sprawę, nie ukrywam, że nie wytrzymałem psychicznie tej kampanii - powiedział Zatorski. - Jestem zaskoczony taką decyzją (...) Przewaga mojego kontrkandydata to 400 głosów (...) - powiedział Paweł Wójcik z PiS (37,11 proc. poparcia), z którym Zatorski miał stanąć do rywalizacji w drugiej turze, 30 listopada. Spór o kulturę żydowską Burmistrz źle odebrał krytykę za utworzenie w Chmielniku przy udziale funduszy unijnych "Świętokrzyskiego Sztetla" - instytucji edukacyjno-muzealnej w starej synagodze, przypominającej historię przedwojennych żydowskich mieszkańców miasta. Jego zdaniem główny kontrkandydat miał przekonywać wyborców, "że zabierze środki na kulturę żydowską, a przekaże na kulturę polską". Wójcik nazywa ten zarzut uproszczeniem. - Zabrakło mi czegoś, co spowodowałoby, że ta inwestycja przyniosła jakieś korzyści dla mieszkańców - powiedział. - Biorąc chociażby pod uwagę sytuację przedszkola, placu zabaw na jego terenie, gdzie warunki są kiepskie, kiedy borykamy się z problemami finansowymi, kiedy powinniśmy skupić się na uzbrajaniu terenów inwestycyjnych, zainwestowaliśmy w coś zupełnie innego. To być może było dobre, ale nie na dzisiaj - powiedział o "Sztetlu" - Wójcik. Zaznaczył, że nie zamierza likwidować instytucji, nie wyklucza jednak negocjacji z Urzędem Marszałkowskim dot. jej utrzymania. Wśród powodów rezygnacji Zatorski wymienił też wypowiedzi internautów na forach, gdzie był mocno atakowany oraz słaby wynik, jaki uzyskał w obwodach w samym mieście, gdzie znajdują się "sztandarowe" inwestycje. W sytuacji rezygnacji kandydata, który przeszedł do drugiej tury, zamiast wyborczej dogrywki odbywa się swojego rodzaju plebiscyt, podobnie jak w sytuacji startu w wyborach tylko jednej osoby. Jeśli zbierze ona ponad 50 proc. głosów "za", zostaje burmistrzem, jeśli nie - o obsadzeniu najważniejszego stanowiska w gminie decydują radni. Dwa głosy na wagę złota Z kolei o tym, że mieszkańcy gminy Nowa Słupia ponownie za dwa tygodnie pójdą do urn wybierać wójta, zadecydowały dwa głosy. Andrzej Gąsior (własny komitet, popierany przez PiS) uzyskał 49,98 proc. poparcia, pokonując urzędującego drugą kadencję Wiesława Gałkę (własny komitet, członek PSL, popierany przez tę partię) - 41,64 proc. poparcia. Trzeci był Jarosław Chrobot z 8,37 proc.(własny komitet, członek SLD). Do zwycięstwa w pierwszej turze Gąsiorowi zabrakło dwóch głosów. W gminie w czasie kampanii wyborczej toczyła się "wojna na plakaty". Politycy świętokrzyskiego PiS przedstawili nagrania, które miały pokazywać osobę zaklejającą plakaty kandydatów na wójta, obwieszczeniami wyborczymi na terenie gminy Nowa Słupia i osobę wydającą polecania takich zachowań. Działacze partii sugerowali, że akcję mógł inspirować urzędujące władze gminy. Zgłosili sprawę do prokuratury. Sekretarz gminy Nowa Słupia Zbigniew Zagdański, pełniący funkcję urzędnika wyborczego nazwał publikację nagrań prowokacją. Zwrócił uwagę, że wójt nie mógł wydawać takich poleceń, bo tylko sekretarz - jako gminny urzędnik wyborczy - koordynował sprawy związane z wyborami samorządowymi. Wskazywał też, że urzędowe obwieszczenia były zaklejane wyborczymi plakatami kontrkandydata wójta, co jest niezgodne z prawem; zamieszczono także baner z obraźliwym napisem dotyczącym włodarza. Sprawy zgłoszono na policję. Rekord: 92,04 proc. głosów W sąsiedniej gminie - w Bielinach - z rekordowym poparciem 92,04 proc wyborców, trzecią kadencję wójta rozpocznie Sławomir Kopacz (komitet Rozwój i Współpraca, członek PiS popierany przez tę partię). Był jedynym kandydatem ubiegającym się o urząd. W 2010 r. Kopacz także nie miał konkurentów - uzyskał poparcie 94,7 proc. głosujących. W 2006 r. w II turze pokonał urzędującego wówczas wójta. Kopacz podkreślił, że wynik głosowania to dla niego wielka radość i satysfakcja. - Wybory są głosowaniem na konkretne osoby, ale to jest też ocena czterech lat działań samorządu, w którego skład wchodzą i radni, i sołtysi, i cały aparat urzędu gminy. Mieszkańcy to weryfikują. To duża satysfakcja, że właśnie w taki sposób zostało to ocenione - dodał. Zdaniem Kopacza, start jednego kandydata nie oznacza, że wybory są rozstrzygnięte. - Dla mnie bardzo ważne było to, by była dobra frekwencja. Apelowaliśmy do mieszkańców, żeby jednak wzięli udział w głosowaniu bez względu na to, jak zagłosują w wyborach wójta: na "tak" czy na "nie". Bo w przypadku, gdy jest jeden kandydat, to emocje są troszeczkę niższe i niektórzy wychodzą z założenia, że wybory są rozstrzygnięte, a tak nie jest. Wydaje się że to się udało - frekwencja w gminie była na poziomie 45 proc. - ocenił. Wśród sukcesów gminnego samorządu w ostatnim czteroleciu wymienia pozyskiwanie środków unijnych na realizację różnego rodzaju inwestycji. - Staraliśmy się w równomierny sposób rozwijać gminę - inwestycje były zlokalizowane w różnych miejscowościach (...) Nadrobiliśmy zaszłości infrastrukturalne - w stu procentach w zakresie wodociągów, wybudowaliśmy dużo sieci kanalizacyjnej, zmienił się stan dróg. Przygotowaliśmy też gminę do nowej, unijnej perspektywy finansowej - wyliczał wójt. - Mieszkańcy utożsamiają się z tym, co robimy - robimy to wspólnie - podkreślił Kopacz. Gmina Bieliny od lat wysoko wypada w różnorodnych regionalnych i ogólnopolskich rankingach wydatkowania środków UE, była też wielokrotnie nagradzana za rozmaite przedsięwzięcia. W ciągu ostatnich ośmiu lat wykorzystała ponad 50 mln zł na projekty infrastrukturalne i społeczne.