Zeznawał on przed Sądem Okręgowym w Warszawie w procesie oskarżonych o korupcję Sawickiej i Mirosława Wądołowskiego (burmistrza Helu; nadal pełni tę funkcję). 25 maja jako świadkowie mają zeznawać b. szef CBA Mariusz Kamiński i jego zastępca Maciej Wąsik. 39-letni P. (dziś na emeryturze) zapewnił w sądzie, że "Sawicka nie była celem sama w sobie", a "ze strony funkcjonariusza CBA działającego pod przykryciem nigdy nie było żadnego nakłaniania". Podkreślił, że "nie było polecenia, by zachęcać ją do tego czy tamtego". - Słowa o uzyskaniu nieruchomości na Helu padły ze strony pani Sawickiej - dodał świadek. Zwrócił też uwagę, że to ona podała wysokość kwoty, jaką chciała uzyskać od agenta za pomoc w załatwieniu sprawy. Świadek podkreślił że w rozmowach z agentem posłanka sugerowała uzyskanie korzyści osobistej, co CBA uznała za możliwość przestępstwa płatnej protekcji; mówiła mu bowiem: "Jak byście tam coś zbudowali, to ja bym tym zarządzała". Tak P. tłumaczył wniosek CBA do sądu o zgodę na jej podsłuchiwanie. Dodał, że nie była zaś potrzebna żadna zgoda na nagrywanie rozmów z Sawicką przez "Tomka" w miejscach publicznych, bo "oficer pod przykryciem ma zalecenie, by nagrywać kontakty referencyjne". Gdy sąd zaczął dociekać, czym jest "kontakt referencyjny", prokurator zwrócił uwagę, że jest to tajemnicą państwową. Świadek na część pytań nie odpowiedział, bo nie zwolniono go z obowiązku jej zachowania. Tak było np. z pytaniem Sawickiej, czy zdobywano o niej wiedzę od "osobowych źródeł osobowych z jej środowiska". Według P. "data zatrzymania oskarżonych była wynikiem narady z udziałem kierownictwa CBA", a "nie było sensu kontynuowania tej sprawy". Świadek zaznaczył, że firma "Tomka" nie została stworzona na potrzeby tej akcji; zaprzeczył też, by na jej potrzeby kupiono mu drogi samochód. - Pani Sawicka chciała zaimponować funkcjonariuszowi; zapraszała m.in. do zwiedzania Sejmu; dawała mu książki z dedykacjami znanych polityków - mówił świadek. - A przecież funkcjonariusz o to nie prosił, to była jej inicjatywa - dodał. Prok. Rafał Maćkowiak powiedział PAP, że na razie trudno jest prognozować, kiedy będzie mógł zapaść wyrok. Podkreślił, że sąd ma jeszcze do odsłuchania dużo nagranych przez CBA rozmów oskarżonych z agentami Biura udającymi biznesmenów. Odtwarzane mają być tylko najważniejsze rozmowy. CBA zatrzymało Sawicką w październiku 2007 r., gdy przyjmowała - jak uznano w akcie oskarżenia - łapówkę za ustawienie przetargu na zakup dwuhektarowej działki na Helu. Szczegóły nagłośnił ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński tuż przed wyborami w 2007 r. Z przedstawionych przez niego podsłuchów posłanki wynikało, że liczyła ona też na robienie interesów w związku ze spodziewaną po wyborach prywatyzacją w służbie zdrowia. Sprawa wywołała wątpliwości PO i części mediów co do domniemanego politycznego tła operacji specjalnej CBA wobec Sawickiej (usuniętej wtedy z PO). Ona sama prosiła w emocjonalnym wystąpieniu szefa CBA, by jej "nie linczował publicznie". Twierdziła, że padła ofiarą prowokacji agenta CBA. Uznała, że oficerowie CBA przekroczyli uprawnienia, podejmując wobec niej inwigilację i że namawiali ją do przestępstwa. Kamiński temu zaprzeczał. Już po wygaśnięciu jej immunitetu, Sawicka została zatrzymana w listopadzie 2007 r. przez CBA, po czym prokuratura postawiła jej zarzuty. Sąd zwolnił ją za 300 tys. zł kaucji. Akt oskarżenia poznańska prokuratura wysłała do sądu w czerwcu 2008 r. Za niewiarygodną uznano wersję Sawickiej o "kuszeniu" jej przez agentów. Oskarżona jest o podżeganie i nakłanianie do korupcji oraz płatnej protekcji, przyjęcie 100 tys. zł korzyści majątkowej i powoływanie się na wpływy w organach władzy. O to samo oskarżono Wądołowskiego. Grozi im do 10 lat więzienia. Proces ruszył w październiku 2009 r. Sawicka zeznała, że agent "Tomasz Piotrowski" (ma w procesie status świadka incognito, choć wiadomo, że chodzi o ogólnie dziś znanego Tomasza Kaczmarka, emerytowanego oficera CBA) prowokował ją do zachowań, które dziś kwalifikowane są jako korupcyjne. Opowiadała, jak zbliżył się do niej emocjonalnie, słuchał o małżeńskim kryzysie, całował w tańcu, wysłał bukiety róż owinięte perłami. Z zawiadomienia Sawickiej lubelska prokuratura badała, czy funkcjonariusze CBA, "uciekając się do wyrafinowanych i nieetycznych praktyk, przekraczając swoje uprawnienia, mogą bezkarnie wzbudzać u obywateli zamiar popełnienia przestępstwa". Postępowanie umorzono w 2010 r., uznając, że funkcjonariusze działali w ramach prawa. W marcu br. sąd oddalił zażalenie Sawickiej to na umorzenie.