Wiarygodność Jadwigi J. kwestionuje obrona; prokuratura uważa, że jest to wiarygodny świadek.Katarzyna W. jest oskarżona o zabicie swej półrocznej córki Magdy. Sprawa zaczęła się 24 stycznia 2012 r., gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu dziewczynki z Sosnowca. Według pierwszej relacji matki, Magda miała zostać porwana z wózka w centrum miasta. Później Katarzyna W. przyznała się do ukrycia ciała. Jak twierdzi, niemowlę zginęło w wypadku. Relacja Jadwigi J. była bardzo szczegółowa. Rozpoczęła od informacji, że codziennie dla utrzymania kondycji wybiera się na długie spacery. Podczas jednego z nich, 9 stycznia ub. roku, w pobliżu miejsca, gdzie później znaleziono ciało małej Magdy, zauważyła trzy głośno zachowujące się osoby. Wówczas sądziła, że przy zrujnowanym budynku kolejowym trwają jakieś prace. Dziś jest przekonana, że wśród napotkanych wtedy osób była Katarzyna W. W pobliżu - według świadka - stał jasny dziecięcy wózek. Kiedy wróciła w to miejsce, zauważyła świeżo wykopany dół, głęboki na pół metra, ślady po wózku, szpadel i śmieci. "Jezus Maria, czy te pierońskie meliniarze mieli zakopać tu dziecko?" - pomyślała wtedy. Kobieta długo nie chciała powiedzieć, kogo - poza Katarzyną W. - miała wtedy spotkać przy budynku kolejowym; mówiła, że się obawia. Dopiero pod koniec przesłuchania oświadczyła, że poza oskarżoną była tam jej matka i brat. 20 stycznia w tej samej okolicy Jadwiga J. miała ponownie zauważyć najpierw samotnie stojący wózek, a po chwili Katarzynę W., która zachowywała się, jakby czegoś szukała. Widać było bardzo duże zdenerwowanie, agresję, ale i zakłopotanie, że została zauważona. Później Jadwiga J. obserwowała kobietę i odniosła wrażenie, jakby coś przenosiła - relacjonowała J. Zwróciła uwagę, że tego dnia była bardzo brzydka pogoda. Nikt nie wychodzi w taką pogodę na spacer z dzieckiem - oceniła. "Wyczuwałam intuicyjnie, że kobieta chce zrobić coś z dzieckiem" - zeznała. Po powrocie do domu swoimi obserwacjami podzieliła się z wnuczkiem. Ten, jak mówiła, ją wyśmiał. Następnego dnia kobieta wróciła w to samo miejsce. Zauważyła, że wcześniej wykopany dół był nienaruszony, ale obok była inna, zasypana już dziura, w kształcie kwadratu. Jadwiga J. wyraziła przekonanie, że dziecko zostało zakopane już 20 stycznia. W zeznaniach tego świadka pojawiło się wiele sprzeczności z pozostałym materiałem dowodowym. Nie zgadza się dzień śmierci dziecka, według ustaleń śledztwa doszło do tego 24 stycznia. Nie zgadza się kolor wózka, który widziała kobieta - zupełnie inny jest w dokumentacji zdjęciowej dołączonej do akt. Jadwiga J. twierdzi, że na pogrzebie Magdy widziała wszystkie trzy osoby, które robiły coś przy budynku kolejowym, także Katarzynę W. Tymczasem oskarżonej nie było na uroczystościach pogrzebowych dziecka. Jadwiga J. najpierw przesłała policji anonim, w którym wskazywała, że to matka stoi za zaginięciem dziecka. Później sama zgłosiła się do prokuratury i została przesłuchana. Poza nią sąd przesłuchał w poniedziałek m.in. dawną przyjaciółkę Katarzyny W., Natalię P. Według niej matka Magdy zawsze powtarzała, że jej córeczka zginęła w wyniku wypadku. Następna rozprawa 7 maja. Wśród wezwanych na ten termin świadków są bliscy oskarżonej. Zdaniem prokuratury Katarzyna W. udusiła swoją córkę, a plan zabójstwa przygotowywała co najmniej od 19 stycznia, wcześniej próbując zatruć córkę tlenkiem węgla. 24 stycznia miała cisnąć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że mimo to niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut. Na początku lutego ub. roku ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu. 23-letnia Katarzyna W. oświadczyła na początku procesu, że nie przyznaje się do zarzutu i odmówiła złożenia wyjaśnień. Według obrony Magda zmarła na skutek wypadku. Według oskarżonej dziecko wypadło jej z rąk na podłogę, gdzie zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.