Członek komisji Sebastian Kaleta zacytował wpis na Twitterze prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, która odnosząc się do rozprawy przed komisją, napisała w poniedziałek: "To nieprawda, że kiedykolwiek ingerowałam w postępowania reprywatyzacyjne". "Czy potwierdza pan informacje, które podał pan wcześniej na temat jednego z postępowań, w których uzyskał pan informacje od jednego z przełożonych, że pani prezydent ingerowała w treść jednej z decyzji zwrotowych" - zapytał Kaleta. W odpowiedzi Śledziewski potwierdził. W czasie zeznań Krzysztof Śledziewski ocenił też, że "miasto na pewno mogło zrobić o wiele więcej w sprawach, w których występowali kuratorzy spadku lub osób nieznanych z miejsca pobytu, aniżeli robiło". Jak dodał, z jego wiedzy wynika, że nie było poleceń służbowych, by podważać działania kuratorów spadkobierców nieruchomości. Mówił też, że uważa, iż miasto powinno być zawiadamiane przez sądy o działaniach kuratorów, a z jego wiedzy wynika, że "było z tym różnie". Śledziewski mówił też, że nie spotkał się z poleceniami lub działaniami miasta, zmierzającymi do podważenia ustanowienia kuratorów. "Można nad tą sprawą było bardziej się pochylić, ale myślę, że się nie pochylano" - dodał. "Miasto powinno być w takich postępowaniach stroną, powinno być przez sądy zawiadamiane. Z mojej wiedzy wynika jednak, że różnie z tym bywało" - mówił. "Na pewno były rozmowy o kuratorach spadków, natomiast zwierzchnicy moi i innych pracowników stali na stanowisku, iż to wynika z prawomocnych orzeczeń sądu i jesteśmy tym związani, nie podejmujemy działań. Nie dostałem polecenia, by przygotować jakikolwiek wniosek do sądu" - stwierdził Śledziewski. "Prezydent chciała zmiany decyzji" "W swoim referacie spotkałem się z co najmniej jedną sytuacją, w której pani prezydent życzyła sobie zmiany decyzji Biura Gospodarki Nieruchomościami" - zeznał Krzysztof Śledziewski. Jak mówił, chodzi o nieruchomość u zbiegu al. Solidarności i Towarowej w Warszawie, gdzie Hanna Gronkiewicz-Waltz miała wyrazić niezadowolenie, że Biuro wydało decyzję odmowną. Według tego, co Śledziewskiemu przekazano z drugiej ręki, dyrektor BGN miał usłyszeć od prezydent Warszawy: "Zawiodłam się na panu" - zeznał Śledziewski. Według niego, przełożeni "niejednokrotnie zwracali w celu dokonania korekt projekty decyzji", ale takie korekty nie zmieniały istoty tej decyzji, bo jej treść już na początku oznajmiała urzędnikom naczelniczka wydziału Gertruda Jakubczyk-Furman. "Gronkiewicz-Waltz chciała akt Noakowskiego 16" Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, w czasie swej drugiej kadencji, zażyczyła sobie, żeby skserować jej akta dotyczące kamienicy przy ul. Noakowskiego 16 - zeznał Krzysztof Śledziewski. Prawa do części nieruchomości przy Noakowskiego 16 uzyskała w procedurze reprywatyzacyjnej rodzina Gronkiewicz-Waltz. Śledziewski, przesłuchiwany w poniedziałek przez szefa komisji Patryka Jakiego, na pytanie "czy kiedykolwiek się zdarzyło, żeby ktoś z przełożonych kazał mu kserować jakieś dokumenty" odparł: "tak, była taka jedna sytuacja, dotycząca kamienicy przy Noakowskiego 16, gdzie pani prezydent zażyczyła sobie, żeby skserować jej akta". Dopytywany, kiedy to było, odpowiedział: "na pewno kilka lat temu, w trakcie drugiej kadencji Gronkiewicz-Waltz. Może 2011, może 2012, może wcześniej". "Pamiętam, że to był okres budżetowy, bo dostałem polecenie, żeby z aktami udać się do tzw. powielarni" - dodał. Indagowany przez Jakiego, czy nie budziło to jego wątpliwości lub kogokolwiek w biurze, "bo rodzina pani prezydent była stroną w sprawie, czy też po prostu wykonywano polecenia?" - odpowiedział tylko: "wykonywano polecenia". Kto doradzał pani kierownik "O wykonaniu decyzji o wydaniu nieruchomości decydowała kierownik Gertruda Jakubczyk-Furman, wraz z jednym z upoważnionych radców prawnych ratusza" - zeznał Krzysztof Śledziewski. Według niego "w sprawach wątpliwych pani kierownik na pewno radziła się wyżej, nie wiem, dyrektora, czy może jeszcze wyżej". "Miasto mogło zrobić dużo więcej w tej sprawie, niż zrobiło. To moje subiektywne zdanie, jako szeregowego urzędnika miasta" - ocenił Śledziewski. Strona wezwana przed komisję pytała świadka, jak reagował na wątpliwości, o których mówił wcześniej przed komisją m.in. o zaniżonej wycenie nieruchomości, jakimś ciele, które decydowało w ratuszu. "Szeregowy urzędnik, nieposiadający żadnych umocowań od pani prezydent (...) do podpisywania umów, decyzji, nawet pism, które wychodziły, mógł tylko rozmawiać ze swoimi zwierzchnikami i te rozmowy były prowadzone" - odpowiedział. Nie było zwyczaju sporządzania z takich spotkań notatek - dodał dopytywany. Oświadczył, że nie składał żadnych zawiadomień do prokuratury, bo nie miał do tego pełnomocnictw ze strony urzędu. Komentarz Jakiego "Zeznania pierwszego świadka pokazują, dlaczego prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz tak bardzo boi się stawić przed komisją" - mówi szef komisji Patryk Jaki. "Pani prezydent wiele razy mówiła, że nic nie wiedziała o tych sytuacjach, a dziś się okazuje, że już pierwszy urzędnik mówi, że nie tyle wiedziała, ile nawet ingerowała; to jest szokujące; to pokazuje, że komisja ma sens" - powiedział Jaki dziennikarzom w przerwie prac komisji. Najbardziej szokujące jest dla Jakiego to, że - według świadka - urzędnikom nakazywano wydawanie określonej liczby decyzji reprywatyzacyjnych rocznie. "Nakazywano urzędnikom, żeby wyzbywać się majątku publicznego" - dodał. Według Jakiego, mogłoby to być nawet przestępstwem. "To wszystko pokazuje, dlaczego pani prezydent Gronkiewicz-Waltz tak bardzo boi się stawić przed tą komisją" - oświadczył szef komisji. "Strach podpowiedział jej, co należy robić" - tak Jaki odpowiedział na pytanie o oświadczenie prezydent, że jest spór kompetencyjny między ratuszem a komisją. "To, że nie przychodzi, to jest zeznanie, które brzmi tak: 'Boję się, nie będę odpowiadać na pytania, bo mam coś do ukrycia'" - dodał Jaki. "Raczej nie" - tak odpowiedział na pytanie, czy może być doprowadzona siłą na komisję. "Na twitterze jest łatwiej niż odpowiedzieć na pytania" - tak Jaki skomentował zaprzeczenie prezydent, że nie ingerowała w postępowania. Trzy tysiące grzywny Gertruda Jakubczyk-Furman odmówiła zeznań przed komisją weryfikacyjną ds. reprywatyzacji. "Może pani tylko odmawiać odpowiedzi na zadane pytania" - pouczył Patryk Jaki. Świadek podtrzymała odmowę zeznań. Komisja weryfikacyjna ukarała urzędniczkę 3 tys. zł grzywny. Z kolei Były p.o. wicedyrektor stołecznego BGN Jerzy Mrygoń zeznał przed komisją weryfikacyjną ds. reprywatyzacji w stolicy, że decyzja o ustanowieniu prawa do użytkowania nieruchomości przy ul. Twardej 8 zapadła szybko, bo w aktach sprawy były wszystkie dokumenty. Świadek został zapytany przez przewodniczącego komisji Patryka Jakiego, czy jako radca prawny w Biuro Gospodarki Nieruchomościami uważa, że reprywatyzacja ulicy Twardej 8, którą podpisywał w imieniu prezydenta miasta st. Warszawy była zgodna z prawem. "W moim przekonaniu decyzja, którą podpisałem była w stanie prawnym i faktycznym znanym organowi była prawidłowa" - odparł, a wcześniej nazwał ją wręcz "wzorową". Mrygoń pytany, czy zaproponowana przez wnioskodawcę cena 50 zł za metr kwadratowy nieruchomości przy ulicy Twardej 8 nie budziła jego wątpliwości odparł: "w moim przekonaniu nie mam uprawnień do badania czynności między stronami trzecimi". "Cena nieruchomości przebiega według pewnych określonych zasad, cena roszczeń wydaje się rzeczą bardziej skomplikowaną, nie mnie jest oceniać to co wykonał biegły (...) o ile się nie mylę rzecz dotyczyła czynności kuratora, czynności zatwierdzane przez sąd powszechny, który jest w tym przypadku właściwym organem" - wyjaśniał. Jak mówił przed komisją Mrygoń, czas rozpatrywania wniosków o ustanowienie prawa do użytkowania był bardzo różny, czasem było to 2-3 lata, czasem i 10. Przewodniczący komisji Patryk Jaki dopytywał, dlaczego wydanie przez Mrygonia decyzji ws. Twardej 8 trwało tylko półtora miesiąca. "W aktach sprawy były wszystkie dokumenty. W decyzji są wyraźnie opisane zasady i podstawy ustalenia stron w postępowanie. Każda decyzja zawiera część uzasadnienia poświęconą stronom postępowania" - tłumaczył b. urzędnik BGN. Mrygoń: działania podejmowane przez niektórych kuratorów budzą wątpliwości Mrygoń został zapytany czy kiedykolwiek w BGN w zespole koordynującym rozważano kwestie wstępowania do postępowań kuratorskich jako strona, czy jako instytucja, która ma interes prawny. "Nie uczestniczyłem w posiedzeniach zespołu koordynującego, nie przypominam sobie żeby to było przedmiotem pracy zespołu koordynującego, ale problem kuratorów nie jest problemem teoretycznym" - powiedział. "BGN zdawało sobie sprawę z tego, że niektóre działania podejmowane przez niektórych kuratorów budzą wątpliwości" - ocenił. Jak powiedział, w związku z niektórymi działaniami osób zajmujących się reprywatyzacją, BGN informował różne instytucje uprawnione do badania takich spraw, np. prokuraturę. "Nie przypominam sobie by było zawiadomienie w sprawie Twardej" - zaznaczył.