W miniony piątek na drodze krajowej nr 1 pod Piotrkowem Trybunalskim, 51-letni Kamil Durczok wziął udział w kolizji. Do zdarzenia doszło ok. godz. 12.50 na remontowanym odcinku drogi. Kierując samochodem BMW w kierunku Katowic, najechał na pachołki oddzielające pasy ruchu. Następnie jeden z pachołków uderzył w auto nadjeżdżające z przeciwka. Nikt z uczestników kolizji nie ucierpiał. Okazało się, że dziennikarz miał 2,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Mężczyzna trafił do policyjnej izby zatrzymań. Po wytrzeźwieniu w niedzielę został przewieziony do piotrkowskiej prokuratury rejonowej, gdzie zostały mu przedstawione zarzuty prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu i spowodowania bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Fragmenty zeznań Do fragmentów zeznań Durczoka w prokuraturze dotarł "Super Express". Wynika z nich, że przez cztery dni przebywał on u swojego brata we Władysławowie. "Piliśmy alkohol. Głównie piwo i wino, ale była też whisky" - miał powiedzieć Durczok podczas przesłuchania. Jak czytamy w "Super Expressie" - rano przed wyjazdem dziennikarz miał wypić "niecałe dwa piwa". "Czułem, że mogę prowadzić auto. Na trasie nic złego się nie działo. W mojej ocenie nie przekraczałem prędkości" - zeznawał. "To mój największy błąd, bardzo mi wstyd. Jestem świadomy końca kariery" - mówił Durczok, przyznając się do winy. Jak podaje "SE" - dziennikarz swoje zachowanie tłumaczył m. in. problemami w życiu prywatnym i zawodowym oraz problemami zdrowotnymy. Więcej w "Super Expressie".