straż marszałkowska potraktowała je jak intruzów. Mimo, że nazwiska wszystkich kobiet znajdowały się na dwóch niezależnych od siebie specjalnych listach gości, jednej przygotowanej przez klub PiS i drugiej - sporządzonej przez Ministerstwo Gospodarki, działaczkom związkowym odebrano: torebki, telefony komórkowe i osobiste przedmioty. W trakcie wielogodzinnej debaty nie pozwolono im opuścić galerii, pozbawiono też prawa do rozmowy z pracującymi w budynku Sejmu dziennikarzami, m.in. telewizji "Trwam". "Solidarność" całe zajście nazywa skandalicznym łamaniem zasad demokracji. Podobnego zdania są posłowie PiS. Wicemarszałek Krzysztof Putra zażądał w tej sprawie wyjaśnień od Prezydium Sejmu - pisze "Nasz Dziennik".