Jak powiedział wiceprzewodniczący komitetu strajkowego i szef Związku Zawodowego Pracowników Ochrony Zdrowia i Pomocy Społecznej Piotr Kasprów, na zaostrzenie protestu w formie głodówki strajkujący zdecydowali się z powodu braku zadowalającej ich propozycji podwyżki. - Byliśmy gotowi zgodzić się na podwyżkę o 200 zł obecnie i dołożenie 100 zł w przyszłym roku. Natomiast dyrekcja zaproponowała 120 zł teraz i 50 zł w przyszłym roku. To zbyt rozbieżna oferta, ludzie są zbulwersowani - wyjaśnił Kasprów. W proteście uczestniczą przedstawiciele wszystkich grup zawodowych poza pielęgniarkami. Protest nie utrudnia pracy szpitala Związkowiec podkreślił, że protest polegający na okupacji holu szpitala nie utrudnia pracy placówki i dostępu pacjentów do świadczeń medycznych, ponieważ okupację prowadzą na zmianę pracownicy, którzy nie wykonują w danym momencie obowiązków służbowych. - Są wśród nas pracownicy szpitala, także lekarze niekontraktowi i ratownicy medyczni. Jesteśmy w sporze zbiorowym od kwietnia 2014 r. i wyczerpaliśmy wszelkie możliwości prawne, dlatego w marcu tego roku zawiązaliśmy komitet strajkowy - mówił Kasprów w poniedziałek. 70 proc. załogi "za" Na początku października w referendum za strajkiem opowiedziało się ok. 70 proc. załogi. Po referendum pracownicy przeprowadzili strajk ostrzegawczy. Dyrektor szpitala Stanisław Woźniak powiedział, że placówka ma 40 mln zł długu i z tego powodu nie ma środków na podniesienie wynagrodzeń. - Miesięcznie szpital generuje około jednego miliona zł zadłużenia. Bez zmiany systemu finansowania opieki zdrowotnej nie uda się rozwiązać tej trudnej sytuacji - podkreślił dyrektor.