Według strony związkowej w proteście bierze udział około 80 procent szkół, a według danych strony rządowej jest to około 48,5 procent, co wynika z odmiennej metodologii ich liczenia. Zdaniem Andrzeja Rycharda z Polskiej Akademii Nauk podejmowane przez rząd próby konfliktowania poszczególnych grup, w tym samym nauczycieli oraz nauczycieli i rodziców nie odnoszą skutku, gdyż nie tylko nauczyciele, ale także część rodziców, popiera strajk nauczycieli. W ocenie Rycharda rządowi może zaszkodzić też to, że nie udało mu się zapobiec strajkowi co może podważać jego ocenę jako rządu skutecznego. - Rząd do tej pory miał opinie skutecznego, a w tym przypadku można powiedzieć, że nie udało się zapobiec strajkowi. Część opinii publicznej rozumie także aspiracje nauczycieli, tym bardziej, że rząd Prawa i Sprawiedliwości dokonał potężnych transferów społecznych. Myślę, że to może zaszkodzić PiS w kampanii wyborczej - podkreśla Rychard. Podwyżki dla nauczycieli a obietnice wyborcze Jednym z postulatów protestujących nauczycieli jest podwyżka zasadniczego wynagrodzenia o 30 procent, na które nie chce się zgodzić rząd, który musi sfinansować kosztowne obietnice wyborcze złożone w lutym przez lidera Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego podczas konwencji partii rządzącej, których koszt jest oceniany na 40 miliardów złotych, - Trzeba też pamiętać, że od czasu wyborów samorządowych PiS w sondażach poparcie nie narasta. PiS nie przegrał wyborów samorządowych, ale przegrał o nie narrację, po drodze była też sprawa pensji w NBP - dodaje Rychard. Dla opozycji kwestia protestów społecznych, a szczególnie strajku nauczycieli, stała się paliwem w walce wyborczej, nie tylko przed wyborami w maju, ale także parlamentarnymi. Stąd wezwania do dymisji krytykowanej minister edukacji Anny Zalewskiej czy też wywoływanie do tablicy przez liderów Platformy Obywatelskiej prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. - Na razie PiS nie jest w stanie tego trendu odwrócić, to co się dzieje to jeden z kolejnych elementów - dodaje Rychard. Ostatnie sondaże opinii publicznej przed majowymi wyborami do europarlamentu pokazują wprawdzie niewielką przewagę partii rządzącej nad Koalicją Europejską (m.in. PO i PSL), ale zapowiadają zaciętą walkę aż do 26 maja. PiS sobie nie radzi? Także zdaniem socjologa Jarosława Flisa protesty społeczne, które są wynikiem rozbudzonych oczekiwań płacowych, nie pomogą władzy, szczególnie w kontekście nadchodzących wyborów. - Nigdy żadne problemy tego typu nie pomagają władzy, chyba że uda się przedstawić postulaty protestujących jako zbyt radykalne, a rząd jako broniący kraj przed chaosem. Do tej pory PiS nie szło dobrze rozwiązywanie tego typu problemów, jak na przykład podczas strajku lekarzy-rezydentów - podsumowuje Flis. W lutym prezes PiS zapowiedział między innymi dodatkową, trzynastą emeryturę czy 500 zł na każde pierwsze dziecko. "Siła strajku będzie maleć" Z kolei socjolog Henryk Domański z PAN uważa, że strajk nauczycieli nie będzie decydujący z punktu widzenia poparcia dla poszczególnych partii przed wyborami do europarlamentu. - Myślę, że wraz z upływem czasu siła strajku będzie maleć. Wydaje się, że rząd nie ustąpi i część nauczycieli będzie wracać do pracy, a sam proces zmian w edukacji jest procesem długotrwałym - dodaje Domański Paweł Sobczak