Oznacza to, że nie będą odprawiane wszystkie samoloty, których start jest uzależniony od przeglądu technicznego w Warszawie. Związkowcy domagają się podwyżek płac i zwiększenia zatrudnienia. Jak mówi Jacek Mikulski ze związku Solidarność, strajk mógłby zostać zawieszony tylko w przypadku konkretnych propozycji zarządu firmy. Związkowcy twierdzą, że w czasie toczących się od dwóch lat rozmów ani razu nie padły propozycje szczegółowych rozwiązań. Podczas ostatnich rozmów zarząd LOTu przedstawił propozycję układu zbiorowego. Związkowcy twierdzą jednak, że brak w nim konkretów. Protestujący uważają, że redukcje zatrudnienia i obniżanie płac może doprowadzić do pogorszenia jakości pracy obsługi naziemnej. Może to z kolei sprowadzić niebezpieczeństwo katastrofy lotniczej. Jak mówi Robert Skalski ze Związku Zawodowego Naziemnego Personelu Lotniczego, zarząd firmy nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia. Związkowcy potwierdzili, że jeśli dojdzie do strajku, nie wystartują także samoloty wożące najważniejsze osoby w państwie, w tym prezydenta i premiera. Związkowcy twierdzą, że w proteście weźmie udział 95 procent personelu naziemnego warszawskiego lotniska. Rzecznik PLL LOT Leszek Chorzewski zapewnił z kolei Informacyjna Agencję Radiową, że nie dojdzie w poniedziałek do paraliżu portu lotniczego im. Fryderyka Chopina. Stwierdził, że w proteście weźmie udział od 30 do 50 procent załogi, co nie utrudni w znaczący sposób normalnej pracy lotniska. Jedynym utrudnieniem będzie zmniejszona liczba samolotów holowanych do rękawa, przez co pasażerowie będą musieli korzystać z lotniskowych autobusów. Chorzewski powiedział także, że część samolotów nieco wcześniej przeszła konieczne przeglądy.