Jego zdaniem po wtorkowych wydarzeniach za każdym kolejnym razem trudniej będzie rozwiązać konflikt wokół krzyża. - Krzyż przed Pałacem Prezydenckim w coraz większym stopniu będzie ośrodkiem nieustającej demonstracji politycznych radykałów i religijnych fanatyków - ocenił w rozmowie z PAP prof. Hartman. Władza - w jego ocenie - popełniła błąd, okazując "strachliwość i niezdecydowanie". "To niezdecydowanie władzy świadczy o tym, że nasze społeczeństwo obywatelskie i nasze państwo prawa to są jeszcze słabo ugruntowane byty. To wciąż jeszcze jest w sferze naszych planów i marzeń" - podkreślił. Naukowiec z UJ ocenia, że eskalacja konfliktu, do jakiej doszło we wtorek, była w dużym stopniu do przewidzenia. Jego zdaniem krzyż powinien być usunięty wcześniej, bez żadnych negocjacji, w trybie zwykłego sprzątania i zaniesiony do kaplicy w Pałacu Prezydenckim, a następnie przekazany Kościołowi. - Ta strachliwość, skłonność do negocjowania, do mitygowania się ze strony władz tylko nakręca sytuację konfliktową, jest działaniem na rękę radykałów i fanatyków - ocenił filozof. - Istotą i zasadą radykalizmu politycznego jest to, że każde ustępstwo ze strony władz powoduje wzmożenie ataków i naporu. Tak będzie za każdym kolejnym razem. Ustępowanie przed radykałami i fanatykami, ustępowanie przed histerią i nienawiścią, jest nakręcaniem histerii i nienawiści - dodał. "Potrzebne obniżenie temperatury" W sprawie przeniesienia krzyża spod Pałacu Prezydenckiego potrzebne jest "obniżenie temperatury" - uważa dr Krzysztof Łęcki z Uniwersytetu Śląskiego. Jego zdaniem rozwiązanie problemu wymaga, by osoby, które chcą brać udział w sporze o krzyż, nie czuły się pominięte. - Sytuacja jest dynamiczna i zapalna zarazem. Łatwo było powiedzieć: wyciszmy to, a samo jakoś się rozpłynie, ale jeśli od wielu miesięcy mamy upały, w lesie bardzo łatwo spowodować pożar. Trzeba byłoby, jeśli nie zmiany klimatu, to na pewno temperatury - powiedział we wtorek Łęcki. Zdaniem socjologa, w świecie, w którym każda grupa chciałaby zademonstrować swoją obecność na scenie publicznej, a jednocześnie chętnie odebrałaby prawo do tej samej demonstracji innym, możliwość kompromisowego rozwiązania istnieje, jego znalezienie jest jednak "nad wyraz trudne". Jego zdaniem, u podstaw tego stanu leży m.in. fakt, że podobne reakcje w różnych grupach społeczeństwa wywołują dziś zupełnie różne sytuacje. "Część dziwiła się paradzie, która miała miejsce jakiś czas temu, część dziwi się sporowi o krzyż. To są różni ludzie, ale zdziwienie jest dokładnie takie samo. (...) Gdyby zwolennicy parady chcieli porozmawiać ze zwolennikami obecności krzyża przed Pałacem Prezydenckim, to obydwie te grupy byłyby absolutnie przekonane, że mają rację i że powinny bronić wartości, do których są przywiązane" - wskazał Łęcki. Pytany o gwałtowność wtorkowego zachowania niektórych zwolenników pozostawienia krzyża przed Pałacem, socjolog wyjaśnił, że z perspektywy każdego człowieka przesadne jest wszystko to, z czym on sam się nie utożsamia. "Jeżeli to my jesteśmy głównymi aktorami widowiska, nic co robimy nie wydaje nam się przesadne, a jeżeli wydaje nam się przesadne, jednocześnie wydaje nam się to słuszne" - uważa. Łęcki przypomniał, że choć sam krzyż jest symbolem chrześcijaństwa, to nie Kościół instytucjonalny postawił krzyż przed Pałacem Prezydenckim. Głos mediacyjny Kościoła mógłby więc być przydatny, ale zapewne każda ze stron inaczej go sobie wyobraża. "Pewnie gdyby Kościół instytucjonalny zabrał głos, na pewno jedna ze stron byłaby zawiedziona i wcale nie uważałaby, że jest to głos, który zachęcałby do kompromisu" - uznał socjolog. Jego zdaniem, w obecnej sytuacji potrzebne jest wypracowanie rozwiązania sprawy w taki sposób, by osoby, które chcą brać udział w sporze o krzyż, nie czuły się pominięte - na swój sposób wykluczone ze społeczeństwa. We wtorek, na skutek protestu ludzi zgromadzonych przed Pałacem Prezydenckim, zdecydowano o nieprzenoszeniu krzyża do kościóła sw. Anny.