Sylwester Marczak wyjaśniał okoliczności działań policji podczas protestu Strajku Kobiet w Warszawie 18 listopada. Rzecznik odniósł się na początku do incydentu z udziałem policji i wicemarszałka Sejmu Włodzimierza Czarzastego. Marczak stwierdził, że sytuacja wyglądała "zupełnie inaczej", niż przedstawił ją Czarzasty. - Nagranie wyraźnie pokazuje, kto był stroną atakującą, w tym przypadku to policjant doznał poważnej kontuzji, ma on założony gips i przebywa w szpitalu - powiedział rzecznik KSP. Z jego relacji wynika, że kilka osób przed Sejmem chciało przejść przez policyjny kordon. Przepuszczone zostały osoby, które miały legitymacje poselskie. - Policjanci nie muszą znać wszystkich posłów. Wystarczyło okazać legitymacje - wyjaśniał Marczak. - Mieliśmy do czynienia z napieraniem na policjanta, który się przewrócił i uderzył nogą o hak pojazdu i niestety doszło do bardzo poważnej kontuzji, która wyłącza policjanta na kilka tygodni, jak nie miesięcy, ze służby. Sprawa jest prowadzona w dwóch kierunkach, przez całą noc pracował wydział kontroli KSP. Komendant przekaże informacje do pani marszałek Sejmu. W trybie w postępowaniu karnym, w kierunku spowodowania bardzo poważnego uszczerbku na zdrowiu policjanta, prowadzone są czynności pod nadzorem prokuratury - powiedział nadkom. Sylwester Marczak. Wcześniej, w środę wieczorem, Włodzimierz Czarzasty i Lewica informowali, że policja użyła wobec wicemarszałka siły. "Nie widzę nieprawidłowości" - Nie widzę nieprawidłowości, by można było stwierdzić, że policjanci działali w sposób niewłaściwy - ocenił Marczak, pytany przez dziennikarzy o działania nieumundurowanych policjantów wobec postronnych osób. - Każda osoba, która uznaje, że działania były niewłaściwe i jej dotyczyły, może takie informacje przekazać do wydziału kontroli i takie czynności będą prowadzone - dodał. Podczas środowych interwencji policja użyła gazu m.in. wobec posłanki Lewicy Magdaleny Biejat. - Będziemy używać gazu tam, gdzie jest to konieczne, są to środki służące policjantom do przywracania porządku - wyjaśniał Marczak. Rzecznik tłumaczył, że w środę na placu Powstańców Warszawy po kilkukrotnym wezwaniu do rozejścia grupa protestujących, która nie zastosowała się do tych wezwań, została otoczona przez policjantów dla wylegitymowania wszystkich tych łamiących prawo osób i skierowania wniosków do sanepidu. Część osób próbowała jednak wydostać się z tego kordonu, żeby uniknąć odpowiedzialności i wobec nich zostały zastosowane środki przymusu bezpośredniego - tłumaczył nadkom. Marczak. - Policjanci są nagrywani przez setki telefonów komórkowych. Nagrania krążą po sieci. Naprawdę trzeba być osobą naiwną, żeby sądzić, że policjanci będą świadomie naruszać normy prawne, będą przekraczać uprawnienia. Mamy świadomość, że jesteśmy nagrywani. Policjanci nie atakują, policjanci używają środków przymusu bezpośredniego - przekonywał Marczak. Jak podkreślił rzecznik KSP, zabezpieczony monitoring "jasno pokazuje, w jaki sposób i która ze stron zachowywała się w sposób agresywny". - Zachęcam, aby nie patrzeć tylko przez pryzmat kilku sekund danego nagrania, ale postarać się zapoznać z całym materiałem bez czytania komentarzy - powiedział Marczak. W odpowiedzi na te wyjaśnienia poseł Koalicji Obywatelskiej Michał Szczerba zapowiedział złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa: Dane dotyczące środowych interwencji Jak podała policja, w trakcie środowych wydarzeń w stolicy zatrzymano 20 osób, z czego siedem zostało już zwolnionych. Kilka osób nie chciało podać swoich danych, dlatego zostały przewiezione do komisariatów. 13 osób - według policji - popełniło przestępstwa. - Mówimy o naruszeniu nietykalności, mówimy o zmuszaniu do zaprzestania wykonywania zadań służbowych - tłumaczył Sylwester Marczak. Policjanci wylegitymowali w sumie 497 uczestników protestu, skierowano 320 wniosków o ukaranie do sądu i 297 notatek do sanepidu.