Obietnica nr 1: Radykalnie podniesiemy płace dla budżetówki, zwiększymy emerytury i renty. Ocena: 0 - rząd jest w punkcie startu. Według Andrzeja Sadowskiego, eksperta Centrum im. A. Smitha - "jest to jedna z najbardziej nieszczęśliwych obietnic wyborczych, jakie można w ogóle złożyć. Ma ona tę zaletę, że łatwo z nią wygrać wybory, ale może stać się gwoździem do trumny przy kolejnym głosowaniu. Prawda jest taka, że obiecała podwyżki, tyle że nie sprecyzowała kiedy. Niemniej uważam, że nie da się tego zrealizować niezależnie od terminu rozłożenia spłaty. Jedynym sposobem na rozwiązanie problemów z budżetówką jest sprywatyzowanie wszystkiego, co się da, a wpuszczenie wolnego rynku do całej reszty". Obietnica nr 2: Zagwarantujemy bezpłatny dostęp do opieki medycznej i zlikwidujemy NFZ. Ocena: 3. Dr Adam Kozierkiewicz, ekspert ds. ochrony zdrowia, Collegium Medicum UJ jest zdania, że "na razie sprawy reformy zdrowia stoją w miejscu. Pomysły dotyczące decentralizacji NFZ - bo hasło likwidacji Funduszu należy włożyć między bajki - pojawiają się w różnych ustawach. Na jakim etapie są te ustawy - nie wiadomo. Mówi się o powstaniu urzędu, który kontrolowałby ubezpieczenia medyczne. Brak, niestety, konkretów. Wiadomo, że nasze składki nadal będą spływały do ZUS, bo to instytucja, która najwydajniej je ściąga. Wiadomo, że muszą istnieć obowiązkowe ubezpieczenia, bo gdy ich nie będzie, to czeka nas sytuacja jak w Meksyku, gdzie większość populacji jest nieubezpieczona. Ale decentralizacja NFZ nie jest priorytetem w tej chwili. Najważniejszy jest koszyk świadczeń gwarantowanych, którego nie ma. Najbardziej w Platformie rozczarowuje to, że coraz bardziej dystansuje się od pomysłu współpłacenia za świadczenia". Obietnica nr 3: Uprościmy podatki - wprowadzimy podatek liniowy z ulgą prorodzinną, zlikwidujemy ponad 200 opłat urzędowych. Ocena: 2. Dr Richard Mbewe z Wyższej Szkoły Zarządzania w Gdańsku uważa, że "nic nie zostało zrobione i nic nie wskazuje na to, by cokolwiek miało być zrobione. Ministrów w rządzie odpowiedzialnych za gospodarkę i finanse można porównać do kur z obciętymi głowami, które biegają, nie wiedząc gdzie i po co. W parlamencie - podobnie. Z podatku liniowego nie zostało już nic. Podatki płacimy takie, jakie wprowadził poprzedni rząd, nie słyszałem, by znikła choć jedna z tych 200 opłat. Platforma przyszła z bardzo dużymi obietnicami i powinna je wprowadzać w życie z marszu. Teraz z nich nic nie zostało, a jeśli rozda się jeszcze trochę pieniędzy na podwyżki dla protestujących, nie zostanie tym bardziej".