Aborcyjna klinika popłynie też na Maltę oraz do Irlandii, gdzie - oprócz Polski - obowiązują najsurowsze w Europie przepisy dotyczące przerywania ciąży. - Wyruszymy, jak tylko zbierzemy fundusze i poprawimy warunki nowej licencji - zapowiada w rozmowie z "Dziennikiem" Rebecca Gompers, która w 1999 r. założyła fundację "Kobiety na falach". Jej celem jest promowanie na świecie "legalnej i bezpiecznej aborcji". Przez ostatnie trzy lata "Kobiety na falach" nie wypływały w morze, bo po kontrowersyjnych kampaniach tej organizacji w Irlandii (2001), Polsce (2003) i Portugalii (2004), chadecki rząd w Holandii ograniczył w 2004 r. jej działania do okolic jednego ze szpitali w Amsterdamie. Działając za granicą, aborcjonistki korzystały z faktu, że na wodach międzynarodowych obowiązuje prawo kraju, w którym został zarejestrowany statek. W ich ojczystej Holandii aborcja jest dopuszczalna do 24. tygodnia ciąży, jednak żeby prowadzić klinikę aborcyjną na morzu, muszą mieć odpowiednie zezwolenie. W poniedziałek wydała je Mariette Bussemaker, socjaldemokratyczna minister zdrowia. - Ta organizacja prowadzi działalność kryminalną, łamie wszelkie przepisy dotyczące ochrony zdrowia. Wcześniejsza decyzja Amsterdamu ograniczająca działalność "Kobiet na falach" była trafna. Zupełnie nie rozumiem, czemu ją zmieniono - mówi "Dziennikowi" Konrad Szymański, poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia PiS. I nie wykluczył, że gdy aborcyjny statek przypłynie znów do Polski, to ponownie dojdzie do protestów, jak przed czterema laty.