. Do szkół w całym kraju mają zawitać kontrolerzy z policji, kuratorium i samorządu, porozmawiać z dyrekcją i uczniami, sprawdzić, czy w szkole nie ma przemocy i narkotyków. Słupski starosta Zdzisław Kołodziejski doszedł do wniosku, że jako działacz samorządowy nie podlega państwowej administracji. Ma więc prawo ignorować ministerialne pomysły. Nie chce się angażować w szkolne inspekcje i dba, aby nie robił tego nikt z podległych mu urzędników - pisze gazeta. - Powoływanie takich "trójek" jest bez sensu - argumentuje. - Dla moich pracowników to strata czasu i podważanie tego, co sami do tej pory zrobiliśmy - dodaje. Już od roku bowiem słupskie starostwo na własną rękę kontroluje szkoły. Kołodziejski uważa, że z pozytywnym skutkiem, więc "trójki" ministra nie są mu do niczego potrzebne. Dyrektorzy szkół starostę popierają. - Dbamy o bezpieczeństwo dzieci, jak możemy - zapewnia wicedyrektor Liceum Ogólnokształcącego w Ustce Katarzyna Ozimek. Nie chce oceniać giertychowskiego pomysłu "lotnych trójek". - Skoro ktoś uznał, że są potrzebne, to widać miał powody - mówi dyplomatycznie. Pomorski kurator oświaty Adam Krawiec ma nadzieję, że uda mu się przekonać starostę. Wysłał w tej sprawie kolejny faks do starosty i czeka na odpowiedź. Krawiec o staroście mówi, że jest nieodpowiedzialny.