Marsz, organizowany przez Młodzież Wszechpolską i Obóz Narodowo-Radykalny, rozpoczął się na Placu Konstytucji około godz. 15. Już wtedy, na wysokości ul. Koszykowej, doszło do przepychanek uczestników marszu z kordonem policji oddzielającym ich od uczestników wiecu organizacji lewicowych, które chciały zablokować przemarsz. Policja użyła armatek wodnych i pałek oraz gazu łzawiącego. W stronę policji poleciały kamienie. Nie doszło do konfrontacji uczestników marszu z lewicową kontrdemonstracją. Policja rozdzieliła kordonami obie grupy. Apel o spokój Niektórzy uczestnicy marszu byli zamaskowani, wielu miało emblematy klubów piłkarskich, a także krzyże celtyckie i symbole organizacji Falanga. Inną część tego samego marszu stanowiły rodziny z dziećmi niosące biało-czerwone flag; były i pojedyncze flagi Słowacji, Chorwacji, Serbii. Na stosunkowo nielicznych transparentach dominowały nazwy organizacji uczestniczących w marszu, m.in.: Młodzieży Wszechpolskiej, ONR, Obozu Wielkiej Polski, Solidarnych 2010, Stowarzyszenia Koliber. Stosunkowo dużo było też haseł nawiązujących do sytuacji mniejszości polskiej na Litwie, której tegoroczny "Marsz Niepodległości" był dedykowany. Gdy na pl. Konstytucji zaczęły wybuchać petardy, rzucane w stronę kordonu policjantów w pełnym rynsztunku, policja wezwała uczestników marszu do zachowania zgodnego z prawem; o spokój apelował też prezes Młodzieży Wszechpolskiej Robert Winnicki. Ponieważ sytuacja się nie uspokoiła, po godz. 15.00 policja ogłosiła, że od tej chwili zgromadzenie jest nielegalne. Ranni uczestnicy zajść i policjanci 29 osób rannych w zamieszkach w Warszawie zostało przewiezionych do szpitali - poinformował rzecznik pogotowia Marek Niemirski. Policja podaje, że rannych zostało 40 funkcjonariuszy. Poszkodowani zostali przewiezieni do szpitali przy ul. Banacha, Solec, Lindleya, Stępińskiej i lecznicy MSWiA. - Stan osób, które trafiły do szpitali, jest stabilny. Doznali obrażeń w wyniku pobić, potłuczeń - powiedział Niemirski. Wieczorem Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji poinformował PAP, że w wyniku starć lekko rannych zostało 40 funkcjonariuszy. - 22 policjantów zostało przewiezionych do szpitali. Większość z nich po udzieleniu pomoc i badaniach lekarskich opuściła szpitale - powiedział Mrozek. Uszkodzonych zostało 14 radiowozów. Źródło Agencja TVN/TVN24 - Przez moment była taka sytuacja, że zwróciliśmy się z prośbą do organizatora marszu niepodległości, by rozwiązał swoje zgromadzenie ze względu na sytuację, jaką mieliśmy na placu Konstytucji, kiedy policja została zaatakowana przez młodych ludzi kamieniami i butelkami - powiedziała Ewa Gawor z biura bezpieczeństwa stołecznego ratusza. Jak dodała, organizatorzy poprosili wtedy policję o chwilę zwłoki, a marsz - nadal jako legalna manifestacja - ruszył ulicami Warszawy w stronę pomnika Romana Dmowskiego na Placu na Rozdrożu - punktu docelowego. Uszkodzone samochody mediów Manifestacja ruszyła z pl. Konstytucji ulicą Waryńskiego, w kierunku południowym. Przeszli ulicami Goworka, Spacerową, Belwederską, Al. Ujazdowskimi na Pl. Na Rozdrożu. Przemarsz przebiegał spokojnie, nie licząc wybuchających co pewien czas rac i petard. Pod pomnikiem Dmowskiego czekało kilkaset osób z flagami. Po godzinie 17.00, gdy uczestnicy marszu zebrali się na Placu na Rozdrożu, przedmiotem agresji kilkuset zamaskowanych uczestników manifestacji stały się samochody mediów obsługujących wydarzenie. Najpierw grupka zamaskowanych szalikami i kominiarkami młodych ludzi zniszczyła samochód TVN Meteo, skacząc po jego dachu i przebijając opony. Kilkakrotnie próbowano przewrócić stojący obok wóz transmisyjny TVN24 kołysząc nim na boki. Ostatecznie, przy wtórze znanego ze stadionu warszawskiej Legii skandowania haseł obraźliwych dla spółki ITI, samochód został podpalony. Uszkodzono też samochody Polsatu i Polskiego Radia. Gawor podkreśliła, że w sytuacji, gdy dochodzi do zagrożenia zdrowia lub życia, a także zagrożenia zniszczenia mienia, dowodzący akcją policji wzywa osoby postronne do opuszczenia danego miejsca. - W takiej sytuacji wszystkie osoby powinny zastosować się do apeli i wezwań policjantów - powiedziała. 200 osób zatrzymanych Ledwo organizatorzy rozpoczęli przemówienia, policja poinformowała o rozwiązaniu zgromadzenia i wezwała uczestników do rozejścia się oraz odstąpienia od łamania prawa. Organizatorzy początkowo utrzymywali, że nic o tym nie wiedzą, prosili uczestników marszu o zachowanie spokoju, w końcu jednak ogłosili, że rozwiązują manifestację. Większość uczestników "Marszu Niepodległości" posłuchała wezwania, inni - kilkaset osób - kamieniami i petardami zaatakowali funkcjonariuszy, którzy użyli armatek wodnych i pałek. Pojawili się też policjanci na koniach. Wieczorem policja podała, że w związku z zamieszkami zatrzymano ok. 200 osób; spodziewane są kolejne zatrzymania. Rzecznik komendanta stołecznego policji Maciej Karczyński poinformował, że wśród zatrzymanych są także osoby, które na demonstracje w Warszawie przyjechały z Niemiec. Ok. godz. 18 policja opanowała sytuację na pl. Na Rozdrożu. W pobliżu pomnika Dmowskiego zostało jeszcze kilkaset osób, ale zachowywały się spokojnie, obok sprzedawano kiełbaski i gorącą herbatę. Źródło Agencja TVN/TVN24 Poza starciami na początku i na samym końcu manifestacja przebiegła bez poważniejszych incydentów. Marsz przebiegał głównie pod znakiem wybuchających co chwila petard. Dwukrotnie - na skrzyżowaniu ul. Chocimskiej i Goworka oraz na ul. Spacerowej - wśród tłumu rozchodziła się wieść, że w pobliżu znajdują się antyfaszyści. Do walki na pięści z kolumny marszu wybiegało wówczas po kilkaset osób, ale do starć nie doszło. Manifestanci skandowali m.in. "Narodowa duma", "Precz z Brukselą", "Bóg, Honor, Ojczyzna", "Roman Dmowski, odkupiciel Polski" i "Kłamstwa Michnika wyrzuć do śmietnika"; były też okrzyki znane z piłkarskich stadionów: "Biało-czerwone barwy niezwyciężone", "Polska, biało-czerwoni". Tłum kilka razy śpiewał też hymn narodowy, intonowano też "Rotę" i "My, Pierwsza Brygada". Na chuliganów czekają sędziowie O sytuacji w Warszawie i działaniach policji na bieżąco informowany był premier Donald Tusk - poinformował rzecznik rządu Paweł Graś. - Na pewno będzie zalecenie pana premiera, żeby karać zatrzymanych z całą bezwzględnością, bez względu na przynależność czy sympatie polityczne, czy narodowość. Wszyscy, którzy dopuszczali się dziś łamania prawa, muszą liczyć się z tym, że zostaną surowo ukarani - powiedział Graś w TVN24. Na plus działań policji zapisał on, że nie dopuszczono, aby przeciwstawne demonstracje się spotkały. Rozmowę ze współpracownikami o ewentualności potrzeby zmian w prawie dotyczącym bezpieczeństwa zgromadzeń publicznych zapowiedział też prezydent Bronisław Komorowski. Spotkanie ma odbyć się jeszcze w piątkowy wieczór. Jak powiedział minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, o piątkowych wydarzeniach rozmawiał już z prokuratorem generalnym i szefem MSWiA. "Warszawscy sędziowie na specjalnych dyżurach czekają już na pierwszych chuliganów" - napisał na twitterze. Szef Młodzieży Wszechpolskiej Robert Winnicki oświadczył, że zamieszki na ulicach Warszawy to efekt prowokacji osób, które chciały oczernić marsz. Jak zaznaczył, "nie czuje się odpowiedzialny za prowokacje, które nie dotyczyły kolumny marszowej". Źródło Agencja TVN/TVN24