Łukasz Szpyrka, Interia: Cztery lata tej kadencji mijają. Jakie one były? Stanisław Tyszka, wicemarszałek Sejmu, Kukiz'15: - To lata bardzo dobrej koniunktury gospodarczej, i tutaj partia rządząca miała szczęście, ale także lata zmarnowane jeśli chodzi o naprawę państwa. Prawo i Sprawiedliwość, głównie za sprawą 500 plus, pomogło części ludzi wyjść z problemów finansowych. Oczywiście konsekwencje tego są też takie, że narasta inflacja, rosną ceny, a ludzie zorientują się nieco później, że 500 złotych to w rzeczywistości znacznie mniej. Był to jednak znaczący program. Chcielibyśmy, by był nieco inny - by była to po prostu ulga podatkowa lub mechanizm ujemnego podatku dochodowego, tak by nikogo nie zniechęcać do pracy. - Bardzo negatywnym zjawiskiem jest poszukiwanie wrogów przez partię władzy. Przypomnę, że były to kolejne grupy zawodowe - prawnicy, nauczyciele, lekarze, a ostatnio przedsiębiorcy. Partia władzy dokręca im śrubę, nasyła kontrole, tworzy mnóstwo regulacji i niepotrzebnego prawa. Prezes Kaczyński mówi o stworzeniu nowych elit gospodarczych nie zdając sobie sprawy, że to właśnie drobni, mali, średni przedsiębiorcy utrzymują rząd. Jeżeli się im nie ulży, to będą zamykać firmy lub wyjeżdżać za granicę. - Moje sejmowe doświadczenie jest takie, że siedziałem tam setki godzin i słuchałem bezsensownej nawalanki między PiS a PO. To zjawisko narasta i tylko zniechęca. Słyszę to teraz na ulicach Rzeszowa, Dębicy, Mielca, Stalowej Woli czy Łańcuta. My jako Kukiz’15 jesteśmy inni, ale także Polskie Stronnictwo Ludowe. Punktem wyjścia dla naszego sojuszu, Koalicji Polskiej, jest to, by przeciwstawić się tej dzikiej nawalance PiS-PO. Jakie to były cztery lata w debacie publicznej? - Były kontynuacją awantury politycznej - wojny polsko-polskiej, przykrywającej ważne tematy, jak np. służba zdrowia i wydłużające się kolejki do lekarzy, reforma wymiaru sprawiedliwości i coraz dłuższe postępowania sądowe, czy brak reformy administracyjnej, nieustanne tworzenie nowych instytucji, by zatrudniać znajomych polityków. Wszystko to przykryte teatrem wiecznej kłótni. Teatrem, który czasem sprawiał na mnie wrażenie, że nie jestem w Sejmie a w domu wariatów. Mogliśmy się czegoś nauczyć od posłów tej kadencji? - Poziom intelektualny i moralny posłów niestety spada od 30 lat. Dzieje się tak w wyniku domykania się systemu partyjnego, w wyniku finansowania partii z budżetu i partyjnej ordynacji do Sejmu. Mamy ordynację wyborczą typową dla państw trzeciego świata. Wszystkie cywilizowane mają ordynację większościową bądź mieszaną, jak kraje anglosaskie czy Niemcy. U nas ten poziom spada, bo liderzy partii wybierają sobie miernych, biernych, ale wiernych, którzy na rozkaz będą podnosili ręce do głosowania. Posłowie to maszynki do głosowania tego, co liderzy partyjni i urzędnicy wymyślili sobie w rządzie. Mamy do czynienia z postępującą degrengoladą naszego ustroju. Tymczasem my byśmy chcieli by to posłowie uczyli się od obywateli. To znaczy realizowali instrukcje wyborców, a jak nie chcą czy nie potrafią, by takiego posła można było odwołać. Powiedział pan, że z roku na rok mamy coraz gorsze elity polityczne. Będzie jeszcze gorzej? - Może być. Widać to zresztą po wysypie tzw. zagończyków partyjnych. PO i PiS stawiają w dużym stopniu na hejterów. Mają w swoich szeregach licznych polityków, którzy są liderami w podkręcaniu głupich, negatywnych emocji. Ile klubów poselskich będzie w przyszłej kadencji Sejmu? - Cztery. PiS, PO, Lewica i Koalicja Polska. Po wejściu do Sejmu planujecie stworzyć wspólny klub z PSL? - Chcemy tworzyć wspólny klub. To też, mam nadzieję, będzie dawało nam większą siłę. 2 września powiedział pan, że liczycie na dwucyfrowy wynik. To jest aktualne? - Tak, oczywiście. Słupki sondażowe pokazują, że możecie liczyć na 6-procentowe poparcie. - W wielu państwach jest zakaz publikowania sondaży na jakiś czas przed wyborami. Sondaże stają się instrumentem kreowania opinii według tego, kto zapłacił. Obserwujemy teraz wojnę sondażową. O ile wiem, nie odzwierciedla ona rzeczywistego poparcia dla nas, które oscyluje wokół wyniku dwucyfrowego. Mam nadzieję, i apeluję o to gorąco, żeby wyborcy Kukiz’15 i PSL zmobilizowali się maksymalnie 13 października, bo to są bardzo ważne pokoleniowo wybory. Polubił pan Rzeszów? - Rzeszów lubię od lat, to wspaniałe, dobrze zarządzane i rozwijające się miasto. Choć oczywiście problemy są, jak choćby korki. Dlatego potrzebna jest między innymi budowa południowej obwodnicy Rzeszowa. Rozmawiałem o tym ostatnio z prezydentem Ferencem. Z rektorem Uniwersytetu Rzeszowskiego rozmawiałem z kolei o potrzebie budowy szpitala uniwersyteckiego specjalizującego się w onkologii. Zresztą cały okręg, z którego mam zaszczyt startować, to bardzo fajny kawałek Polski. Wynika to też z badań socjologicznych - ludzie żyją tam najdłużej, są najszczęśliwsi, chociaż jest to region dość biedny. I dlatego tak ważne i dobrze odbierane są tam nasze postulaty emerytur bez podatku, dobrowolnego ZUS dla przedsiębiorców czy podniesienia wszystkim kwoty wolnej od podatku. A czy lubią tam spadochroniarzy? - Jestem od lat związany rodzinnie z powiatem tarnobrzeskim. Oczywiście poznaję teraz cały okręg rzeszowsko-tarnobrzeski znacznie lepiej, rozmawiam z wieloma ludźmi i spotykam się z bardzo miłym przyjęciem. Mam nadzieję, że będę miał szansę być dobrym i skutecznym ambasadorem Podkarpacia w Sejmie kolejnej kadencji. Kto płaci za waszą kampanię? - Tak jak zawsze płacimy za kampanię z własnych kieszeni, więc nie z budżetu czyli kieszeni podatników. Kukiz’15, przez to że startował jako ruch obywatelski, nie wziął 30 milionów subwencji partyjnych. PSL z kolei spłacało zadłużenie z poprzednich kadencji. W związku z tym prowadzimy kampanię z własnych środków, w przeciwieństwie do PiS i PO. Jeśli wejdziecie do Sejmu przyszłej kadencji, to będziecie pobierać subwencję? - PSL tak. A wy? - My nie, bo nie jesteśmy członkami PSL, a ruchu Kukiz’15. Startujemy z list PSL. Będziemy tworzyć wspólny klub, ale subwencję będzie miało PSL. Oczywiście mamy wspólny program i na jego realizację też będą szły te środki. W sondażu IBRIS dla Interii 57 proc. respondentów uważa, że PiS prowadzi najlepszą kampanię wyborczą. Dalej jest KO z 5 proc., a wy i Lewica uzyskaliście po 3,5 proc. - PiS dysponuje nieograniczonym budżetem na kampanię. W naszym państwie brakuje przejrzystości finansowania kampanii politycznych. Cała machina rządowa jest zatrudniona w tej kampanii, a to nie są równe reguły gry. Nie mówiąc już o tym, że telewizja publiczna w programach informacyjnych to jeden niekończący się spot wyborczy PiS. A wasza kampania? Dlaczego jesteście tak słabo widoczni? Wszystko można zrzucić na karb pieniędzy? - Jest nas bardzo dużo w regionach, w kampanii lokalnej. Sam w ubiegłym tygodniu byłem w Rzeszowie, Łańcucie, Leżajsku, Stalowej Woli, Tarnobrzegu i Dębicy. Rozmawiamy z ludźmi o konkretnych problemach. A do tego, że niektóre media związane z dużymi partiami nas mniej pokazują już się dawno przyzwyczailiśmy. W 2015 roku było was jakby więcej. Byliście powiewem świeżości po świetnym wyniku Pawła Kukiza w wyborach prezydenckich. Gdzie ta świeżość uleciała? - To zupełnie inny moment. Jesteśmy zwolennikami tego, by uprawiać politykę realną i skuteczną. W sojuszu z PSL mamy większą szansę na realizację naszych pomysłów. Przez cztery lata uczyliśmy się polityki. To brutalna gra, szczególnie przy tak dużych rozbieżnościach finansowych. Ten nasz, zaskakujący dla niektórych sojusz, racjonalne centrum, może być czymś, co zmieni polską scenę polityczną. I w tym jest nowy powiew świeżości dla polskiej sceny politycznej. Pokazujemy, że można łączyć Polaków, nie dzielić. Dlaczego jednak zdecydowaliście się na to tak późno? Mogliście to zrobić już w 2015 roku. - Poznawaliśmy się. W 2015 roku nie przewidziałbym takiej sytuacji, że będziemy w sojuszu z PSL. Z perspektywy pracy wicemarszałka zauważyłem, że łączy nas podejście konstruktywne, w przeciwieństwie do tego obrzucania się obelgami. To nas do siebie zbliżyło. Później rozpoczęliśmy negocjacje programowe i okazało się, że się dobrze rozumiemy. Kto zniszczył Kukiz’15 z 2015 roku? - Nikt tego nie zrobił. Ruch Kukiz’15 się przeobraził. Wiele wspaniałych osób, prawdziwych społeczników jest nadal zaangażowanych, i dochodzą nowi ludzie. Zamierzamy cały czas się rozwijać, też w nowej rzeczywistości sejmowej. Spodziewał się pan takiego exodusu waszych posłów tuż po ogłoszeniu sojuszu z PSL? - Po czterech latach, gdy Prawo i Sprawiedliwość regularnie korumpowało, w sensie politycznym, i podkupywało nam posłów, byłem otwarty na różne scenariusze. PiS chciało zniszczyć Kukiz’15, zresztą PSL także, ale nie daliśmy się. Cieszę się, że nasze idee i postulaty przetrwały. A razem jesteśmy silniejsi. Jaka jest wasza zdolność koalicyjna? - Przyświecało nam zawsze i przyświeca jedno - nie walka o stołki a realizacja naszego programu. Jeżeli wyborcy zdecydują, że będziemy języczkiem u wagi, to usiądziemy do stołu negocjacyjnego i będziemy rozmawiać. Jeśli któraś z sił będzie zainteresowana zmianami ustrojowymi, systemowymi i gospodarczymi, to możemy rozmawiać. Tyle że takiego zainteresowania nie widzę na razie ze strony PiS i PO. Teoretyczna sytuacja - PiS-owi brakuje czterech posłów do samodzielnej większości. Wy wprowadzacie do Sejmu pięciu i jesteście tym "języczkiem u wagi". Dzwoni do pana Jarosław Kaczyński i proponuje tekę ministra gospodarki. Co pan robi? - Do mnie Jarosław Kaczyński raczej nie zadzwoni, bo postrzega mnie jako osobę, która zawsze dbała o podmiotowość Kukiz’15 i walczyła z tym, żeby PiS nas nie pożarł. Decyzje będziemy podejmować wspólnie z PSL. Wybraliśmy taką drogę i zależy nam na realizacji wspólnego programu. Jarosław Kaczyński pana nie lubi? - Z tego co słyszałem, to nie bardzo. Może dlatego, że jestem konserwatystą i wolnościowcem, a nie socjalistą. Co dalej, jeśli znajdziecie się tuż pod progiem? - To w ogóle nie wchodzi w grę. Na pewno wejdziemy do Sejmu. Pytanie tylko, ilu posłów uda nam się wprowadzić. A jeśli pan nie dostanie się do Sejmu? - Nie muszę być w polityce. Chciałbym ją naprawiać i normalizować, wprowadzać więcej merytoryki i spokoju. Wszystko jednak w rękach wyborców. Polityka to brudna zabawa. Z drugiej strony to zaszczyt pełnić stanowisko wicemarszałka Sejmu. Postrzegam to jako służbę i dalej będę służył obywatelom. W ciągu tych czterech lat spodobała się panu ta "brudna zabawa"? - Nie podoba mi się, że jest brudna. Działanie publiczne, służbę, postrzegam jednak jako pewien imperatyw. Bardzo często nie dostrzega się, że 2,5 mln naszych rodaków wyjechało. W tym moi znajomi, część mojej rodziny. Ludzie emigrują za chlebem i głosują nogami przeciw obecnemu systemowi. Priorytetem dla prawdziwie propolskiego rządu powinno być, by ściągnąć tych ludzi z powrotem do kraju. Polityka obecnego rządu działa niestety zupełnie przeciwnie. Premier Morawiecki otwarcie powiedział, że on chce uzupełnić braki na rynku pracy imigracją. Wchodzimy na ścieżkę rozwoju takiego, jak Francja gdzieś w latach siedemdziesiątych. Z mocnym socjalem i imigracją. To jest strategicznie zła ścieżka rozwoju. Uważam, że poprzez zdecydowane obniżenie opodatkowania wynagrodzeń, pracy, przez odciążenie polskich przedsiębiorców, generalnie przez danie ludziom prawdziwej wolności działania, powinniśmy przyciągnąć z powrotem ludzi, którzy wyjechali. Ja sam mieszkałem pięć lat za granicą, zastanawiałem się czy nie zostać, ale zdecydowałem się na powrót. Nie myśli pan już o wyjeździe? - Nie. Walczę o to, by moje dzieci nie musiały z Polski wyjeżdżać. Obawia się pan tego? - Tak, bo to cały czas duże zagrożenie. Ta wielka emigracja jest bardzo zła dla Polski. To coś, co powoduje, że jako naród będziemy się zwijali, a nie rozwijali. Dlatego potrzebna jest nowa jakość w polskiej polityce, mniej kłótni, awantur, a więcej polityki merytorycznej, konstruktywnej dążącej do naprawy państwa i rozwiązania największych problemów Polaków. I taka jest propozycja PSL i Kukiz’15, czyli Koalicji Polskiej. Rozmawiał Łukasz Szpyrka