Pod koniec września 1939 r. Niemcy zaczęli umieszczać w Twierdzy Dęblin żołnierzy z jednostek znajdujących się w okolicach lasów iłżeckich i Puszczy Kozienickiej. Ostatnich bohaterów Kampanii Wrześniowej 1939, żołnierzy gen. Franciszka Kleeberga uwięziono w twierdzy 7 października. Dwa dni wcześniej, w trakcie walk pod Kockiem, dowódca Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie", gen. Kleeberg został zmuszony do podpisania kapitulacji. Powodem podjęcia tej trudnej decyzji było wyczerpanie zapasów w zaopatrzeniu i amunicji, co dalszą walkę czyniło bezsensowną... Nie wiadomo jak liczny był stan osobowy Kleeberczyków, bowiem w trakcie odwrotu, do grupy dołączyła znaczna liczba żołnierzy z innych jednostek, a ewidencję nie zawsze prowadzono zgodnie z aktualnymi wydarzeniami. Fakt wielu pojedynczych dezercji z pola walki został odnotowany, nikt jednak nie rozpatrywał już tych przypadków. Według źródeł niemieckich, 1255 oficerów oddało się w niewolę, w tym 4 generałów, 15 605 podoficerów i szeregowych - razem 16 860 żołnierzy. Dowódcom 50. i 60. Dywizji Piechoty nie była dana niewola. Od niewoli uchyliło się prawdopodobnie kilkuset żołnierzy ze związków taktycznych. Na polu chwały poległo 324 wojaków, a 20 zmarło skutkiem odniesionych ran. Do Twierdzy Dęblin Kleeberczycy dotarli piechotą, 7 października, pod eskortą żołnierzy niemieckich. Szli oni w kolumnie pieszej od Kocka, przez Dęblin do Radomia. Rannych wieziono na wozach. Niektórym żołnierzom podczas przemarszu udało się uciec, a mieszkańcy wsi, przez które przechodzili, podawali im w miarę możliwości wodę i żywność. W Twierdzy żołnierze-jeńcy zostali podzieleni na szeregowych i oficerów. Mogli się wreszcie umyć, zjeść posiłek, odpocząć. Ostatni ich przemarsz odbył się w październiku tego samego roku - z Twierdzy Dęblin do stacji kolejowej w Zajezierzu k. Dęblina. Stamtąd, w wagonach towarowych, wyruszyli m.in. do obozów w Jędrzejowie i Radomiu. Ponad 100 jeńców pozostało w dęblińskiej twierdzy. Nie wiadomo jednak co się z nimi stało. Generała Kleeberga i ścisły sztab przewieziono do Łodzi, potem do Wrocławia i dalej do Twierdzy Königstein k. Drezna. Kleeberg zmarł 5 IV 1941 r. Po zakończeniu działań wojennych w Europie Zachodniej w 1940 r. dęblińska twierdza zapełniła się jeńcami belgijskimi, francuskimi i holenderskimi. Do dzisiaj nieznana jest ich liczba. Brak jest także szczegółowych informacji na ten temat. Znane są jedynie fragmentaryczne relacje kolejarzy z Dęblina. Wiadomo, iż jakiś czas później jeńcy zostali przewiezieni do innych obozów na teren Niemiec. Po zajęciu Dęblina przez okupanta, twierdza zaczęła pełnić funkcję koszar wojskowych. Stalag 307 - obóz zagłady Po agresji Rzeszy Niemieckiej na Związek Radziecki w czerwcu 1941 r., Niemcy zamienili dęblińską twierdzę w największy obóz jeniecki, głównie dla żołnierzy radzieckich. Wcześniej, we wrześniu 1940 r. w obozie jenieckim w Białej Podlaskiej, umiejscowionym w carskich koszarach zwanych "Czerwonymi koszarami", wybuchła epidemia czerwonki. Do 19 września zmarło 2500 jeńców. Pozostałych 15 tysięcy przetransportowano koleją do Twierdzy Dęblin. Oficjalnie Stalag 307 powstał w październiku 1940 r. w wyniku przeniesienia obozu jenieckiego Stalag 307 z Białej Podlaskiej. Od września 1941 r. zaczęły napływać transporty żołnierzy Armii Czerwonej. W jednym transporcie potrafiło być blisko 5 tysięcy jeńców. W obozie znaleźli się nie tylko Rosjanie służący w Armii Czerwonej, ale także Polacy, zamieszkujący wschodnie tereny przedwojennej Polski. Wielu z nich po napaści Niemiec na Związek Radziecki, znalazło się w sowieckiej armii, tym samym wraz z nimi trafili do niewoli. Każdemu z jeńców zakładano kartę personalną zawierającą podstawowe informacje: datę urodzin, stopień wojskowy, miejsce wzięcia do niewoli i wykształcenie. Pobierano też odcisk palca, początkowo wklejano zdjęcie. Procedur przestrzegano w pierwszym okresie funkcjonowania obozu, z czasem, z powodu napływu coraz większej liczby jeńców, formalności uproszczono do minimum. Niemcy często łamali zakaz fotografowania jeńców. Zdjęcia wywoływano w prywatnym zakładzie fotograficznym "Złotnicki" w Dęblinie. Pracownik zakładu, Janusz Uklejewski w tajemnicy przez Niemcami kopiował te zdjęcia. Po zakończeniu wojny stały się one dla Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce doskonałym materiałem dowodowym. "Los jeńców radzieckich stanowi niewyobrażalną tragedię. Wielka ich część zginęła wskutek głodu lub złych warunków atmosferycznych. Tysiące zmarło na tyfus. Komendanci obozu zabronili ludności cywilnej dostarczania żywności jeńcom wojennym, skazując ich na śmierć głodową. W wielu wypadkach, gdy jeńcy wojenni nie mogli maszerować z powodu głodu lub wyczerpania, rozstrzeliwano ich na miejscu na oczach przerażonej ludności, a ciała pozostawiano bez pogrzebu. W wielu obozach nie było zupełnie jakichkolwiek budynków, w których jeńcy mogliby się schronić. Leżeli pod gołym niebem w czasie deszczu jak i śniegu. Nie dostarczono im nawet narzędzi, aby mogli wykopać sobie doły lub jamy. Warunki w obozie były niewyobrażalnie nieludzkie, niczym nie różniły się od tych w obozach koncentracyjnych. Niemcy łamali postanowienia konwencji Genewskiej. Przybyłych do stalagu jeńców traktowano ze szczególnym okrucieństwem. Umieszczano ich w kazamatach z kamiennymi podłogami. Więźniowie z następnych transportów pozostawali na placu obozowym, bez możliwości schronienia się przed zimnem, deszczem czy śniegiem. Jedynym pożywieniem jakie otrzymywali był chleb wyrabiany z mąki drzewnej, słomy i trawy. Głód był tak wielki, że powszechny stał się kanibalizm. Za zjedzenie wątroby, którą łatwo było wydobyć z ciała, groziła kara śmierci". Jeńcy wykorzystywani jako tania siła robocza pracowali przy rozbudowie dróg i wałów przeciwpowodziowych na Wiśle, a także węzła kolejowego. Specjalne Arbeitskomanda pracowały przy utrzymaniu dęblińskiego lotniska. Głód, wycieńczenie i epidemia tyfusu plamistego były przyczyną wysokiej śmiertelności wśród więźniów, szczególnie zimą 1941/42 r. Część rannych i chorych jeńców umieszczano w forcie Balonna, który spełniał funkcję szpitala. Nikogo jednak tam nie leczono. Więźniów mordowano dosercowymi zastrzykami z trucizną... Martwych jeńców zakopywano w dołach o głębokości 3 metrów. Zdarzało się, że zmarłych z wycieńczenia podczas niewolniczej pracy lub rozstrzelanych, zakopywano w miejscu tragedii, np. podczas "pracy" przy budowie wałów wiślanych. Prawdopodobnie na terenie twierdzy znajduje się jeszcze wiele nieznanych masowych mogił.