Sąd Okręgowy w Poznaniu kontynuował w czwartek proces Mirosława R., ps. "Ryba", i Dariusza L., ps. "Lala", oskarżonych o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. Według ustaleń prokuratury, oskarżeni, podając się za funkcjonariuszy policji, podstępnie doprowadzili do wejścia Ziętary do samochodu przypominającego radiowóz policyjny. Następnie przekazali go osobom, które dokonały jego zabójstwa, zniszczenia zwłok i ukrycia szczątków. W toku postępowania ustalono ponadto - według prokuratury - że działali oni wspólnie z inną, nieżyjącą już osobą. Oskarżeni, obecnie 60-letni Mirosław R. i 50-letni Dariusz L., byli w pierwszej połowie lat 90. pracownikami poznańskiego holdingu Elektromis, którego działalnością interesował się Ziętara. Oskarżeni nie przyznają się do winy.\ Zeznania Krystiana Cz. W czwartek przed sądem zeznania składał Krystian Cz., wieloletni i bliski współpracownik twórcy Elektromisu - Mariusza Ś. Krystian Cz. rozpoczął pracę w Elektromisie w 1990. Jak mówił, początkowo pracował jako kupiec, następnie jako pełnomocnik zarządu ds. zakupów - w 1993 został prezesem zarządu. "Jak się rozwiązywała milicja, miałem rodzinę, trójkę dzieci, szukałem pracy na zewnątrz i pytałem różnych osób (...) i usłyszałem, że praca jest w Elektromisie, że mogę się tam zatrudnić. Pracowałem w spółce Elektromis Plus, która dokonywała zakupu towarów, które Elektromis sprzedawał na rynku polskim" - tłumaczył świadek. "Przed przyjściem do pracy w Elektromisie Mariusza Ś. znałem z opowiadań. On był właścicielem firmy. Przeprowadził ze mną rozmowę i powiedział, co mam robić: znaleźć sobie ludzi, jeździć na targi, poszukać kontrahentów, żeby zakupić towar i sprowadzić go do kraju. (...) Znam oskarżonych, byli szefami ochrony. Nie wiem, jakie były ich kompetencje, bo mi ochrona nie podlegała" - dodał. We wcześniejszych zeznaniach - odczytanych w czwartek przez sąd - Krystian Cz. podkreślał, że o sprawie Ziętary dowiedział się dopiero w 2014 roku z mediów. "Wcześniej nigdy nie słyszałem o tym człowieku ani o jego losie. W mediach przeczytałem, że w prokuraturze krakowskiej wznowiono śledztwo z inicjatywy poznańskich dziennikarzy; celem tego śledztwa miało być wyjaśnienie losów zaginionego Jarosława Ziętary" - podkreślił. "Ja z tą sprawą nie mam nic wspólnego ani nie znam żadnych osób, które mogły być związane z ewentualnym porwaniem lub zamordowaniem dziennikarza. Nie wiem, czy Ziętara został porwany i zamordowany, skoro nie znaleziono do dzisiaj jego szczątków. Nie wykluczam, że zatem może żyć" - mówił. Świadek zaznaczył również, że nigdy nie wydawał polecenia pobicia żadnego dziennikarza i nic mu na ten temat nie wiadomo. "Nie byłem świadkiem, jak Gawronik lub ktokolwiek inny nakłaniałby do porwania Ziętary. Nic nie wiem na temat tego, aby Ziętara zbierał materiały śledcze na temat Elektromisu" - zaznaczył. Zaprzeczenia świadka "Stanowczo zaprzeczam, aby na terenie firmy Elektromis latem 1992 roku przy ul. Wołczyńskiej doszło do spotkania, w którym uczestniczyli Aleksander Gawronik i jego ochroniarze, Dariusz L. ps. Lewy, +Świr+, Wojciech W., Marek Z., Maciej B. ps. 'Baryła'. Na żadnym spotkaniu z żadnymi osobami nie ustalałem nigdy szczegółów dotyczących porwania jakiegokolwiek dziennikarza. W mojej ocenie nie ma takiej możliwości, aby Mirosław R. i Dariusz L. przyjęli zlecenie od kogokolwiek, w tym od Aleksandra Gawronika, aby porwać, zabić lub popełnić jakiekolwiek przestępstwo na szkodę innej osoby, w tym Jarosława Ziętary" - dodał. Świadek podkreślił również, że przyjęta przez prokuraturę wersja o tym, że do spotkania doszło na parkingu, jest mało realna, bo - jak mówił - "Mariusz Ś. nigdy nie spotykał się z kimkolwiek na parkingu; tam jeździły tiry, byli klienci". Odniesienia do zeznań Jerzego U. Krystian Cz. odniósł się w sądzie także do zeznań Jerzego U. - kluczowego świadka w tym procesie. W połowie listopada ub. roku dziennik "Głos Wielkopolski" opublikował rozmowę z tym świadkiem. Materiał był wynikiem wspólnej pracy z redakcją "Superwizjera" TVN. Jerzy U. to były funkcjonariusz SB i UOP. Zajmował się m.in. śledzeniem i podsłuchiwaniem osób. W rozmowie z dziennikarzami powiedział, że ma pełną wiedzę o zbrodni na Jarosławie Ziętarze. "Mam kolejne dowody. Jak położę je na stół, to pozamykają wszystkich z kierownictwa dawnego Elektromisu. Oni wiedzą, co ja wiem, i może dlatego na razie nic mi się nie stało" - podkreślał świadek na łamach gazety. Dodał, że o tym, iż śledził Ziętarę, wiedzieli twórca Elektromisu Mariusz Ś., Krystian Cz. i Krzysztof S. - ścisłe kierownictwo firmy. Zlecenie na inwigilację dziennikarza miał otrzymać, ponieważ Ziętara "wiedział o wielkim przemycie Elektromisu". Według informacji "Głosu Wielkopolskiego", Jerzy U. miał otrzymać pół miliona złotych w zamian za "milczenie o roli Elektromisu ws. Ziętary". Przesłuchanie Jerzego U. przed sądem odbyło się z wyłączeniem jawności. Krystian Cz. przyznał, że zdarzało mu się współpracować z Jerzym U. Dodał, że na przełomie 2014 i 2015 roku doszło do spotkania z inicjatywy Jerzego U., który miał mu powiedzieć, że "zna prok. Kosmatego i funkcjonariusza o imieniu Bogdan, których poznał poprzez komendanta policji w Nowej Hucie". "Powiedział, że oni mu tam załatwiają sprawy, które miał, dotyczące nieruchomości w Swarzędzu. Powiedział też, że to są wspaniali ludzie, ale jednocześnie napomknął, że słyszał albo jak oni rozmawiali, albo słyszał, jak ten Bogdan z kimś rozmawiał, że +dobrze by było, jakby na Wołczyńską podrzucić ludzkie kości+" - opowiadał Krystian Cz. Przy ul. Wołczyńskiej mieściła się siedziba Elektromisu. "Po tych wiadomościach byłem zaszokowany, bo nie wiedziałem, czy mnie do czegoś prowokuje. (...) U. dodał, że był na Wołczyńskiej i że ona jest kiepsko chroniona. Mówił, że ogrodzenie jest rozerwane - a tak faktycznie było i tym się uwiarygodnił. Poszedłem z tą wiadomością do pana Mariusza Ś." - tłumaczył świadek. Dodał, że wówczas zarząd firmy miał podjąć decyzję o wzmocnieniu ochrony i naprawie ogrodzenia. Firma Jerzego U. miała wspomagać pracę dotychczas zatrudnionych ochroniarzy. Umowa trwała około pół roku; miesięcznie firma Jerzego U. miała otrzymywać wynagrodzenie w wysokości 100 tys. zł. Jerzy U. - według świadka - miał zrezygnować z tego kontraktu, tłumacząc, że "nie ma już potrzeby, żeby nadal ochraniał ten obiekt, bo dotychczasowa ochrona się sprawdza". W czwartek zeznania przed sądem miał składać także twórca Elektromisu Mariusz Ś. - nie stawił się jednak. Sąd poinformował, że jego obecność została usprawiedliwiona. Kolejna rozprawa odbędzie się na początku października. Kim był Jarosław Ziętara? Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 roku. Był absolwentem poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Pracował najpierw w radiu akademickim, później współpracował m.in. z "Gazetą Wyborczą", "Kurierem Codziennym", tygodnikiem "Wprost" i "Gazetą Poznańską". Ostatni raz Ziętarę widziano 1 września 1992 r. Rano wyszedł do pracy, ale nigdy nie dotarł do redakcji "Gazety Poznańskiej". W 1999 r. został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dziś nie odnaleziono.