Ówczesny prokurator generalny Andrzej Czuma (PO) powiedział w poniedziałek w Polsat News, że Duda 20 lutego 2009 zwrócił się do Prokuratury Krajowej (31 marca 2010 zastąpiła ją Prokuratura Generalna) o uzyskanie wszelkich dokumentów łącznie z aktami sądowymi ws. przeciwko Adamowi S. "Dwa tygodnie później Prokuratura Krajowa wysłała te wszystkie dokumenty" - dodał. Czuma: Kownacki informował, że nie będzie zwracał się o opinię w tej sprawie do sądu Powiedział też, że 8 maja 2009 r. pismo do niego wysłał Kownacki. "Pan Piotr Kownacki informował mnie, że pan prezydent postanowił wszcząć procedurę ułaskawieniową z urzędu" - powiedział. Według Czumy dwa i pół tygodnia później prokuratura wysłała opinię, że odradza ułaskawienie Adama S. Jak dodał Czuma, Kownacki informował go, że nie będzie zwracał się o opinię w tej sprawie do sądu rejonowego. "To jest kuriozum. To jest bardzo, bardzo rzadki przypadek świadczący o jakimś nieprawdopodobnym pośpiechu" - zaznaczył były prokurator generalny. "Zgodny z prawem, lecz absolutnie niezgodny ze zwyczajami ułaskawieniowymi" - podkreślił. Cytowany przez portal gazeta.pl Andrzej Duda mówił, że nie pamięta sprawy ułaskawienia Adama S. Także Kownacki - w wypowiedzi dla "Polska the Times" - mówił, że nie przypomina sobie tej sprawy, a ułaskawieniami zajmował się minister Duda. Przykra sprawa dla Kancelarii poprzedniej kadencji "Jest to przykra sprawa dla Kancelarii poprzedniej kadencji, bo tutaj gołym okiem widać, że w grę wchodzi podejrzenie nieuczciwości. To znaczy wykorzystania osobistej znajomości dla załatwienia sprawy, gdzie osobiste znajomości nie powinny w grę wchodzić. Ta sprawa jest tym bardziej przykra, że ona rzuca cień na bardzo prawego człowieka, jakim był pan prof. prezydent Kaczyński. Właśnie dla obrony pamięci prezydenta Kaczyńskiego w tej sprawie trzeba wszystko od początku do końca wyjaśnić" - komentował w niedzielę w Radiu ZET doradca prezydenta Tomasz Nałęcz. Trzaska-Wieczorek: powstanie dokument i jego ustalenia będą mogły zostać podane do publicznej wiadomości Dyrektor biura prasowego Kancelarii Joanna Trzaska-Wieczorek powiedziała w poniedziałek, że po zakończeniu audytu - zleconego przez szefa Kancelarii Prezydenta Jacka Michałowskiego - powstanie dokument i jego ustalenia będą mogły zostać podane do publicznej wiadomości. Audyt będzie przeprowadzony przez "osobę z zewnątrz". Kancelaria Prezydenta zwraca uwagę, że nie chodzi o audyt samej decyzji ówczesnego prezydenta, ale przygotowania projektu decyzji, co leży w gestii prezydenckich ministrów. Ułaskawienie Adama S. W ubiegłym tygodniu media poinformowały, że Adam S., z którym mąż Marty Kaczyńskiej - Marcin Dubieniecki - założył spółkę, został w "trybie nadzwyczajnym" w czerwcu 2009 r. ułaskawiony przez Lecha Kaczyńskiego. Adam S. był skazany na rok i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata i 30 tys. zł grzywny oraz 120 tys. zł zwrotu wyrządzonej szkody. Ułaskawienie nastąpiło 9 czerwca 2009 r. Trzy tygodnie wcześniej S. założył spółkę z Dubienieckim. Podpisy Dudy i Kownackiego Rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk potwierdził w poniedziałek, że pod pismami z Kancelarii Prezydenta do prokuratora generalnego w sprawie S. podpisali się ówcześni prezydenccy ministrowie: Andrzej Duda i Piotr Kownacki. Jak poinformował, prokurator generalny w 2009 r. nie widział żadnych przesłanek, by ułaskawiać Adama S. Procedurę ułaskawieniową wobec Adama S. wszczęto w tzw. nadzwyczajnym trybie prezydenckim, kiedy to głowa państwa zwraca się do prokuratury czy sądów o informacje i opinie na temat skazanego, którego chce ułaskawić; prasa wyliczyła, że w czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego takich spraw było 18 z ogólnej liczby prawie 2 tysięcy spraw. Prezydent kierował się "względami społecznymi i humanitarnymi" W uzasadnieniu do ułaskawienia czterech osób, w tym Adama S., Kancelaria Lecha Kaczyńskiego podkreślała, że prezydent podejmując decyzję o skorzystaniu z prawa łaski "miał na uwadze względy społeczne i humanitarne". Wśród nich Kancelaria wymieniała w komunikacie: częściowe odbycie kary pozbawienia wolności, wykonanie kary ograniczenia wolności, wykonanie kary grzywny, naprawienie wyrządzonej szkody, prowadzenie działalności gospodarczej, trudną sytuację rodzinną i materialną, popełnienie czynów incydentalnych (...), udział w działalności charytatywnej a także prowadzenie ustabilizowanego, społecznie akceptowanego trybu życia oraz pomyślne odbycie znacznych okresów wymaganych do zatarcia skazania z mocy prawa". Zwykły tryb polega na tym, że skazany zwraca się o opinię ws. ułaskawienia do sądu, który go skazał. Gdy opinia sądu jest pozytywna, sprawa trafia do Prokuratora Generalnego, a potem - do prezydenta, który wydaje w tej sprawie ostateczną i nieodwołalną decyzję. Może zmniejszyć lub zawiesić wyrok albo nawet zarządzić zatarcie skazania w rejestrze karnym. Martyniuk: postępowanie "zainicjowało pismo od ministra Dudy" Martyniuk relacjonował PAP, że "postępowanie (ws. Adama S.) zainicjowało pismo od ministra Dudy, nadzorującego w Kancelarii Prezydenta sprawy ułaskawieniowe". Powiedział, że "24 lutego 2009 r. napisał on do prokuratora generalnego (Andrzeja Czumy), że wpłynął wniosek Adama S. z prośbą o ułaskawienie i zwrócił się do prokuratury o informacje na temat prowadzonych tam postępowań przeciwko tej osobie". Według Martyniuka w maju 2009 r. ówczesny szef Kancelarii Prezydenta Piotr Kownacki zwrócił się do prokuratora generalnego z informacją o wszczęciu w Kancelarii postępowania ułaskawieniowego wobec Adama S. i poprosił o zaopiniowanie tego wniosku. Zarazem informował, że zwraca akta sądowe sprawy Adama S. Jak podkreślił Martyniuk w rozmowie z PAP, do podpisanego przez Kownackiego pisma przewodniego było dołączone postanowienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Jest w nim napisane, że prezydent decyduje się na taki tryb postępowania ułaskawieniowego, w którym nie zasięga opinii sądu. To nie pan Kownacki zwracał się do prokuratury o taki tryb. To wynikało z postanowienia prezydenta" - podkreślił Martyniuk, wyjaśniając niejasności w tej sprawie. Według mediów wspólnik Dubienieckiego był skazany za to, że kilka lat oszukiwał urząd skarbowy i PFRON. Za podpisy pod fikcyjnymi listami obecności miał wypłacać kilku niepełnosprawnym po 100-200 zł, poświadczając w ten sposób nieprawdę - ich rzekomą pracę w jednej z firm w Kwidzynie. Wyłudził z PFRON ponad 120 tys. zł, a Skarb Państwa stracił co najmniej 30 tys. zł. Według "Gazety Wyborczej" w śledztwie i przed sądem interesy Adama S. reprezentował Marek Dubieniecki, ojciec Marcina.