"Piszę, ponieważ chcę przeprosić za popełniony błąd. Czuję się niezmiernie skonfundowany nierzetelnością przekazanej przeze mnie informacji i użytym przeze mnie stwierdzeniem o pracy grafologów, którzy mieli zbadać materiały przekazane przez żonę generała Kiszczaka. Oświadczam, że moje i tylko moje, to znaczy napisane przeze mnie sformułowanie było NADINTERPRETACJĄ" - wyjaśniał prezenter w poście opublikowanym na Facebooku. "Nadinterpretacją zbyt daleko posuniętą, ale opartą na słowach samego prezesa IPN, który w ciągu dnia mówił tak (fragm. depeszy PAP): "Osoba, która to widziała, jest pewna (autentyczności - PAP). Ta pewność wynika z wiedzy. Nasi archiwiści potrafią oceniać, znając inne tego typu materiały z naszych zasobów; zwracają uwagę na pewne cechy tych dokumentów, sposób ich sporządzania i na tym jest oparta ta opinia" - kontynuował. Ziemiec przekonywał również, że użyte słowa są wynikiem błędu, a nie celowego działania. "Zapewniam, że to nie przekłamywanie czegokolwiek było moją intencją. A rzetelność zawsze była i jest dla mnie wyznacznikiem w dziennikarskiej pracy" - spuentował we wpisie. Przypomnijmy, że we wtorek IPN zajął dokumenty w domu wdowy po Czesławie Kiszczaku. Wcześniej Maria Kiszczak miała zgłosić się do szefa Instytutu z propozycją odkupienia części dokumentów. Wtedy też pokazała kartkę, która ma być informacją ze spotkania z tajnym współpracownikiem SB pseudonim Bolek. Spotkanie Maria Kiszczak rozpoczęła od stwierdzenia, że jej mąż przed śmiercią nakazał jej w razie kłopotów finansowych, zgłosić się do prezesa IPN. Za dokumenty chciała 90 tysięcy złotych.