Andrzej Kucharski, szef płockiej sekcji ds. techniki operacyjnej, zeznawał w czwartek za zamkniętymi drzwiami. Jako policjantowi, który zajmuje się podsłuchami czy obserwacją, przysługuje mu ochrona wizerunku - sama treść zeznań jest jawna. Kucharski jako szef sekcji ds. podsłuchów i obserwacji pełnił rolę techniczną - nie miał wiedzy o samej sprawie, dostarczał jedynie sprzęt do prowadzenia podsłuchu. Jego przesłuchanie nie było długie, ale - jak ocenili posłowie Andrzej Dera (PiS) i Grzegorz Karpiński (PO) - "przyniosło wartościową wiadomość, rzucającą nowe światło na poprzednie zeznania policjantów". Funkcjonariusze przesłuchiwani przez komisję jeszcze przed wakacjami twierdzili, że ich pracę utrudniały problemy z uzyskiwaniem billingów rozmów telefonicznych poszczególnych numerów. Twierdzili, że operatorzy telefonii komórkowej stwarzali im wiele kłopotów, gdy policja występowała o jakieś billingi. "Przekonywali nas wtedy, że dziś to co innego w porównaniu z dawniejszymi czasami. Apelowali, żeby nie przykładać dzisiejszej miary do początku lat dwutysięcznych, gdy prowadzili to śledztwo" - mówił PAP poseł Karpiński. Tymczasem - jak powiedział PAP poseł Dera - w czwartek Kucharski zeznał, że nie było żadnych problemów z uzyskiwaniem billingów. "Załatwiano to od ręki, niekiedy nawet w jeden dzień, bo sprawa porwania Olewnika miała w policji priorytet" - dodał Karpiński. Uważa on, że to zeznanie rzuca nowe światło na całokształt sprawy, bo pokazuje, że policja miała możliwości pracy operacyjnej, ale w istocie jej nie wykonywała. Natomiast w ocenie Dery, to zeznanie jest "kluczowe" dlatego, bo może świadczyć o tym, że wewnątrz struktury policji ktoś próbował torpedować sprawę i do prokuratury szła informacja, że nie da się wykonać niektórych działań operacyjnych. "Pozostaje pytanie, na jakim szczeblu policji ktoś działał na szkodę śledztwa" - powiedział PAP Dera. Krzysztofa Olewnika uprowadzono w październiku 2001 r. w nocy, po imprezie w jego domu. Porywacze zostali zatrzymani dopiero w 2005 i 2006 r., mimo że już na początkowym etapie sprawy policja miała operacyjne informacje o sprawcach, które jednak nie zaowocowały ich zatrzymaniem. Błędy w śledztwie i niewyjaśnione wątki sprawy bada obecnie gdańska prokuratura i sejmowa komisja śledcza.