Krupiński (jego adwokat oświadczył, że Krupiński zgadza się na podawanie swoich danych) przebywał w areszcie od 11 lutego, kiedy został zatrzymany i gdy Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku postawiła mu zarzuty. We wtorek warszawski sąd apelacyjny nie uwzględnił zażalenia prokuratury na decyzję o nieprzedłużeniu aresztu, którą przed tygodniem podjął płocki sąd okręgowy. Opuszczając sztumski zakład Krupiński, poproszony przez dziennikarzy o komentarz do decyzji sądu, powiedział, że "spodziewał się sprawiedliwości i otrzymał ją". - Mam zamiar udowodnić swoją niewinność. Nigdy nie przypuszczałem, że będę musiał to robić po tym, co mnie spotkało przez te ostatnie osiem lat - dodał. Na pytanie, czy będzie występował o zadośćuczynienie za pobyt w areszcie, Krupiński ocenił, że za wcześnie, aby o tym mówić. - W tej chwili ja bym chciał, aby wreszcie ta sprawa została wyjaśniona i by wreszcie przestano szargać moim nazwiskiem, mną i - co za tym idzie, moją rodziną - powiedział. Podejmując dziś decyzję warszawski sąd uznał, że prokuratura nie przedstawiła przekonujących dowodów, uprawdopodobniających popełnienie przestępstwa przez Krupińskiego. Były to ponadto - jak mówiła sędzia Małgorzata Mojkowska - te same dowody, a właściwie poszlaki, co we wniosku sprzed trzech miesięcy. W przekonaniu sądu łańcuch tych poszlak nie zazębia się w logiczną całość. Sędzia Małgorzata Mojkowska po kolei zbijała argumenty prokuratury. - W aktach sprawy nie ma odzwierciedlenia, że Jacek Krupiński może mataczyć. On składa wyjaśnienia, a jest to prawem osoby podejrzanej, zaś zadaniem prokuratury jest ich weryfikacja. Podejrzany ma prawo mówić nieprawdę, ma prawo też nic nie mówić. Ale to nie znaczy, że mataczy - mówiła sędzia. Według sądu, prokuratura nie miała też podstaw do twierdzenia, że Krupiński może się ukrywać. To prawda, przed aresztowaniem wyjeżdżał za granicę, ale zawsze wracał - mówiła sędzia. Sąd apelacyjny zaakceptował ustalenia płockiego sądu okręgowego z zeszłego tygodnia, gdy drobiazgowo przeanalizowano przedłożony przez prokuraturę łańcuch poszlak i uznano, że niewystarczająco uprawdopodabnia tezę, że Krupiński dopuścił się przestępstwa. Według sędzi Mojkowskiej nie wystarczy sam fakt, że w dniu porwania Olewnika - 27 października 2001 r. - nad ranem na jego posesji świadek widział samochód cabrio, którym jeździł Krupiński, oraz że następnie tym samochodem miał rzekomo pojechać na stację benzynową. Sędzia cytowała zeznanie świadka - szefa stacji: "ja sam nie widziałem Krupińskiego w środku, ale tak mi mówił mój pracownik". - Sam fakt, że dany samochód - będący zresztą własnością Krzysztofa Olewnika, nie świadczy o obecności Krupińskiego w danym miejscu. Wiadomo, że tym samochodem jeździła też żona Krupińskiego - stwierdził sąd. Istotnym - zdaniem prokuratury - dowodem przeciw Krupińskiemu miały też być zapiski z jego notatnika, który prowadził od 2000 r., a które miały wskazywać miejsce pobytu porwanego Olewnika - np., że porwany przebywa "głęboko w piwnicy". - Nawet nie uprawdopodobniono podejrzenia, że Krupiński wie to od porywaczy, a on sam oświadczył, że dowiedział się tego od siostry Krzysztofa Olewnika. Ta siostra to potwierdza i zeznaje, że kontaktowała się z jasnowidzem, który podał jej takie wiadomości - wyliczała sędzia Mojkowska. Sąd zdyskredytował też podnoszony przez prokuraturę dowód dotyczący telefonu używanego przez Olewnika. Krupiński - już po porwaniu swego wspólnika w interesach (handlująca stalą firma Krupstal) wyrobił duplikat karty SIM tego telefonu. Ponadto to do niego porywacze wysłali inny telefon, który miał przekazać rodzinie do kontaktu z porwanym. Ten telefon został uaktywniony przed przekazaniem go rodzinie - według prokuratury zrobił to Krupiński. - Prokuratura nie przedstawiła żadnego dowodu, że to Krupiński rzeczywiście aktywował ten telefon. Natomiast co do duplikatu karty SIM telefonu używanego przez Krzysztofa Olewnika należy podkreślić, że telefon nie był jego własnością - był on zarejestrowany na firmę Krupstal i do jej obsługi. Nie można więc mówić, że Krupińskiemu mogło chodzić tylko o to, by mieć kontrolę nad telefonem Olewnika. Nie można też mówić, że Krupiński wyrobił duplikat w tajemnicy - z akt sprawy wiadomo - choć prokuratura tego we wniosku nie podaje - że wiedziała o tym Danuta Olewnik-Cieplińska (siostra Krzysztofa).