Sąd nakazał prokuraturze wojskowej z Poznania uzupełnić akta sprawy m.in. o nasłuchy radiowe amerykańskiego wywiadu z dnia tragedii, protokoły pierwszych przesłuchań po niej, dokumentację medyczną pomocy udzielonej ofiarom ostrzału, przesłuchanie amerykańskich lekarzy udzielających pierwszej pomocy, uzyskanie opinii biegłych kartografów co do dokładnego usytuowania moździerza, z którego pociski spadły na wioskę. Od podjętej z urzędu decyzji sądu nie można się odwołać. Nie oznacza ona, że po powrocie sprawy do sądu, proces trwający od lutego 2009 r., zacznie się od nowa. Wróci on bowiem do tego miejsca, w którym dziś został przerwany. Teoretycznie prokuratura może uznać niektóre z nakazanych czynności za niemożliwe do przeprowadzenia. Jest to pierwszy w historii polskiego wojska proces za złamanie konwencji haskiej i zabójstwo cywili, niebiorących udziału w działaniach wojennych. Złamanie konwencji jest zbrodnią wojenną, ściganą zarówno przez prawo międzynarodowe, jak i polskie. Wskutek ostrzału wioski przez polskich żołnierzy 16 sierpnia 2007 r. zginęło sześć osób - dwie kobiety i mężczyzna oraz troje dzieci (w tym dwoje w wieku od trzech do pięciu lat). Trzy osoby, w tym kobieta w zaawansowanej ciąży, zostały ciężko ranne (kobieta urodziła potem martwego noworodka). Oskarżeni ostrzelali wioskę z wielkokalibrowego karabinu maszynowego (wystrzelono co najmniej 36 pocisków kalibru 12,7 mm), a następnie obrzucili ją granatami moździerzowymi (kalibru 60 mm), mimo iż - jak wskazuje prokuratura - mieszkańcy wioski ani nikt w okolicy nie stanowił zagrożenia. W ocenie śledczych, żołnierze wiedzieli, że ogień trafi w zabudowania - centrum i skraj wioski, widzieli poruszających się tam ludzi i bawiące się dzieci. Zdaniem prokuratury, ich działanie miało cechy "wstrzeliwania się w wytypowany cel". Na ławie oskarżonych zasiadło siedmiu wojskowych: kpt. Olgierd C. (jako jedyny nie zgadza się na podawanie danych), ppor. Łukasz Bywalec, chor. Andrzej Osiecki, plut. Tomasz Borysiewicz i trzech starszych szeregowych: Damian Ligocki, Jacek Janik i Robert Boksa. Sześciu zostało oskarżonych o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi kara dożywotniego więzienia; siódmy - o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi od pięciu do 15 lat pozbawienia wolności i - wyjątkowo - kara 25 lat więzienia. Oskarżeni, którzy zostali aresztowani jesienią 2007 r. na ok. pół roku, odpowiadają dziś z wolnej stopy. Nie przyznają się do winy. Obrona twierdzi, że jedną z przyczyn tragedii były wady broni i pocisków; prokuratura zaprzecza. Szczegóły dzisiejszej decyzji sądu przekazał PAP obrońca jednego z oskarżonych mec. Maciej Krasiński. Powiedział on, że mocą decyzji sądu prokuratura wojskowa ma m.in. załączyć do akt dokumentację medyczną pierwszej pomocy udzielonej ofiarom (na miejsce przyleciały amerykańskie śmigłowce medyczne) oraz odnaleźć i przesłuchać tych, którzy jej udzielili. Chodzi o to, że polscy biegli nie mogli określić charakteru obrażeń u ofiar na podstawie samych zdjęć, bo wykonano je już po tzw. chirurgicznym zaopatrzeniu - wyjaśnił adwokat. Ponadto, prokuratura ma spróbować pozyskać zapis nasłuchów radiowych wojsk ISAF. - Jeden ze świadków zeznał, że podsłuchano wtedy rozmowę terrorystów z rejonu Nangar Khel, co może oznaczać, że tam wtedy byli terroryści - dodał Krasiński. Prokuratura ma też zbadać nagranie wideo z negocjacji polskich wojskowych ze starszyzną afgańską po tragedii. Według Krasińskiego Amerykanie rozpoznali jedną z osób z tego filmu jako poszukiwaną za współpracę z terrorystami. Sąd nakazał prokuraturze zbadanie tożsamości tej osoby i ustalenia, czy nie została może ona już zatrzymana. Dodatkowo prokuratura ma załączyć do akt protokoły pierwszych przesłuchań, do których doszło na miejscu wkrótce po tragedii. Ma też powołać biegłych kartografów, by wykonali dokładną mapę usytuowania moździerza. Wiele z nakazanych przez sąd czynności dotyczy okoliczności podnoszonych od początku przez obronę oraz dostrzeżonych wcześniej przez sąd. W październiku 2008 r. WSO nakazał już raz zwrot sprawy prokuraturze. WSO uzasadniał swą decyzję "istotnymi brakami postępowania", które miały polegać m.in. na niepełnej opinii o obrażeniach u pokrzywdzonych i niedokładnych oględzinach miejsca, z którego prowadzono ostrzał. Zdaniem WSO, także opinia biegłych co do broni i amunicji jest niejasna. Sąd wskazał ponadto na nieuzyskanie przez śledczych korespondencji radiowej sił ISAF. Po zażaleniu prokuratury Izba Wojskowa Sądu Najwyższego w grudniu 2008 r. uchyliła tę decyzję i nakazała rozpoczęcie procesu. SN uznał, że analiza materiału dowodowego nie potwierdza istnienia istotnych braków śledztwa, a dowody są na tyle kompletne, że sąd I instancji może rozpoznać sprawę.