Justyna Kaczmarczyk, Interia: Reakcja kardynała Karola Wojtyły, późniejszego św. Jana Pawła II, na przypadki wykorzystywania seksualnego w Kościele to temat dla kierowanej przez pana Komisji? Błażej Kmieciak, przewodniczący Państwowej Komisji ds. przeciwdziałania wykorzystaniu seksualnemu małoletnich poniżej lat 15: - Zgłaszają się do nas osoby, które zostały skrzywdzone przez kapłanów, wymienionych m.in. w reportażu red. Marcina Gutowskiego. Generalnie zajmujemy się sprawami przedawnionymi z czasu PRL-u, wśród nich są takie, które dotyczą niektórych osób duchownych. Konteksty historyczne są tu niezwykle ważne, podobnie jak nazwanie przestępstw po imieniu, określenie, jaka była świadomość tych czynów, jak one były oceniane. To obowiązkowy ukłon w stronę ludzi skrzywdzonych. Dodam jeszcze, że sprawca, którym jest akurat w przypadku tych spraw kapłan, może być wpisany do rejestru sprawców przestępstw na tle seksualnym. To do rejestru mogą być wpisani także zmarli? - Nie, śmierć sprawcy w tym kontekście zamyka tę drogę. Dlatego też musieliśmy umorzyć postępowanie w sprawie księdza Andrzeja Dymera - bo zmarł. Księża przedstawieni w reportażu "Franciszkańska 3" już nie żyją. - Dlatego nasza możliwość działania proceduralnego jest ograniczona, a w zasadzie jej nie ma. Ale jeśli osoby skrzywdzone będą chciały do nas przyjść, będą chciały porozmawiać, jak najbardziej mogą. Państwowa Komisja zawsze stoi otworem dla osób skrzywdzonych, które chcą do nas przyjść, porozmawiać. Uważamy za nasz obowiązek - wysłuchanie i w miarę możliwości wsparcie tych osób. A postępowania, nazwijmy to, historyczne? To poza waszymi możliwościami? - I tak, i nie. Po nowelizacji ustawy o komisji jesteśmy instytucją, która posiada bardzo silne kompetencje badawcze. W tym kontekście niezwykle ważna jest dla nas informacja podana przez "Rzeczpospolitą", dotycząca powołania przez Instytut Pamięci Narodowej zespołu, który przeprowadzi kwerendę archiwów pod kątem przestępstw seksualnych popełnionych przez duchownych w okresie PRL. Państwowa Komisja planowała wystąpić do prezesa IPN z propozycją współpracy w tej kwestii. Niestety okazało się, że takiego zespołu nie będzie, o czym Polskiej Agencji Prasowej powiedział rzecznik prasowy IPN. Sam pomysł jednak jest świetny i jeszcze jako Państwowa Komisja do niego niebawem wrócimy. Czemu to takie ważne? - Bo niezwykle ważna jest krytyczna analiza źródeł historycznych, zwłaszcza jeśli badamy rzeczywistość Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Cały kontekst dotyczący materiałów kompromitujących tworzonych przez SB dla osoby ogólnie zorientowanej jest zrozumiały. Ale to też źródła historyczne, które należy zweryfikować i zbadać. Ważne też, żebyśmy mieli w tej analizie odpowiednie tło. Badanie przypadków przestępstw pedofilii dokonywanych przez niektórych duchownych jest rzeczywistością ważną, ale trzeba wziąć pod uwagę kontekst psychospołeczny, sytuację osób pokrzywdzonych, to jakiej doświadczyli traumy. I z taką wiedzą później analizować postępowanie hierarchów, których przede wszystkim milczenie może zaskakiwać. Wspomniał pan wcześniej o rejestrze sprawców przestępstw na tle seksualnym. Są już w nim jakieś nazwiska? - Nie ma. Nowelizacja ustawy regulującej nasze działanie weszła w życie 26 lutego. Tym samym komisja staje się de facto nowym tworem. To nie tylko zmiana nazwy. Stajemy się organem pierwszoinstancyjno-orzeczniczym. Musimy przygotować wewnętrzne procedury zgodne z kodeksem postępowania cywilnego. Jesteśmy na mocno zaawansowanym etapie tej pracy, a to naprawdę mrówcza robota. Lista nazwisk osób, których przed zmianami przepisów tam nie umieszczaliście, a chcieliście, jest już - jak rozumiem - gotowa? - Nie mogę takiej listy podać. Pytam tylko, czy taka jest. - Mamy ponad 180 spraw, w każdej jest sprawca, bądź kilku sprawców. Krok po kroku, metodycznie, w sposób bezstronny i rzetelny, będziemy się nimi zajmować na mocy uprawnień, jakie dała nam nowelizacja ustawy. Kierowana przez pana Komisja wnioskowała o dostęp do akt kościelnych spraw dotyczących przypadków wykorzystywania seksualnego małoletnich. Na czym stanęło? - Na wydaniu przez Watykan tajnej instrukcji, zgodnie z którą wszystkie wnioski dotyczące postepowań, jakie prowadzi Stolica Apostolska, mogą być rozpatrzone tylko w drodze międzynarodowej pomocy prawnej. I tak rozpatrujecie? - Problem jest taki, że te wytyczne - dotyczące przecież międzynarodowych spraw - wprowadziła jedna strona, nie informując drugiej strony, która ma pełne prawo do prowadzenia postępowań zgodnie ze swoimi standardami prawnymi. Ponadto nie do końca wiadomo, kto może występować o te wnioski. Mowa o sądach, ale też instytucjach sądowych. Do końca nie wiadomo, czy prokuratura by otrzymała takie dokumenty, czy Państwowa Komisja też. Sprawdzał pan? Czy komisja wnioskowała tą ścieżką o dokumenty? - O dokumenty nie, ale zrobiliśmy krok trochę wcześniej. Wystąpiliśmy do Kongregacji Nauki Wiary (obecna nazwa: Dykasteria Nauki Wiary - red.) o dane statystyczne dotyczące spraw, które były prowadzone w polskim Kościele od 2001 roku. Usłyszeliśmy jednak, że Kongregacja takich danych nam nie przekaże i żebyśmy zwrócili się do poszczególnych diecezji. Natomiast diecezje nam nie odpisują, powołując się na decyzję Episkopatu Polski, że kontaktuje się z nami tylko i wyłącznie abp Wojciech Polak, delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży. - Wystąpiliśmy też do strony kościelnej z wnioskiem, ostatni raz jesienią, o powołanie wspólnego zespołu, który zbada stare, zakończone sprawy pod kątem procedury kanonicznej, ale też prawno-psychologicznej. Ostatecznie tym tematem biskupi mają zająć się w marcu tego roku, czyli lada moment. Chcę tu też uczciwie powiedzieć, że abp Polak wielokrotnie proponował nam wspólne badania statystyczne, przekazywano nam odpowiednie dokumenty. Ale sam abp Polak mówi, że za każdą liczbą kryje się człowiek. Chcemy dotrzeć do sytuacji tego człowieka. Myślę, że nie ma w tym nic dziwnego. "Na Boga, mówimy o dzieciach" - powtarzał pan dwa miesiące temu, gdy rozmawialiśmy o sprawie ujawnienia informacji pozwalających na identyfikację dziecka skrzywdzonego na tle seksualnym. Dzisiaj ta sprawa przybrała dramatyczny obrót. - A teraz mogę powiedzieć: "na Boga, to jest żałoba". Ujawnienie danych osoby pokrzywdzonej jest ogromnym zranieniem. Będę to powtarzał bez końca. I osoby rozsądnie myślące, które nie idą z prądem hejtowego chłamu, rozumieją, że to działanie, które może skrzywdzić. Teraz słyszę głosy, że ujawnienie tego typu danych było metodą prewencji wobec ofiar... Naprawdę zachęcam do poznania relacji osób skrzywdzonych, żeby chociaż trochę zbliżyć się do ich perspektywy. Nie chcę wchodzić teraz w jakiś "oburzing"... Po prostu ja tego nie pojmuję. Jak politycy dojdą do wniosku, że chcą się bić o jakieś rzeczy, niech się biją. Ale my mówimy tu o śmierci dziecka i o kobiecie, która pochowała własnego syna. Nie będę powtarzać tych komentarzy, ale zapytam: Jakim prawem niszczy się drugiego człowieka, który doświadcza piekła, jakkolwiek je rozumiemy? Nie wolno tak robić. Po pierwszych informacjach jako szef Państwowej Komisji napisał pan do Rady Etyki Mediów. Co teraz Komisja robi w tej sprawie? - Wystosowaliśmy pismo do rzecznika praw dziecka z pytaniem, jakie kroki zamierza podjąć. Wiemy, że w grudniu wystąpił do sądu o akta sprawy, to bardzo ważne. Ale co dalej, bo cisza ze strony RPD jest niepokojąca. Wystąpiliśmy też do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która zwróciła uwagę na naruszenie przepisów ustawy i radiofonii i telewizji. Chcemy wiedzieć, jakie są dalsze kroki tego postepowania. Zwróciliśmy się też do prokuratury okręgowej w Szczecinie, która prowadzi postępowanie dotyczące tego potwornego zdarzenia. Prosiliśmy, by przekazano nam informacje, czy na którymś etapie postepowania mogło dojść do ujawnienia jakichś danych. Nie spekulujemy, pytamy, czy prawa dzieci zostały w sposób należyty zabezpieczone. Rozmawiała Justyna Kaczmarczyk