We wtorek poznański sąd okręgowy kontynuował proces Adama Z. oskarżonego o zabójstwo Ewy Tylman. Według prokuratury, 23 listopada 2015 roku mężczyzna zepchnął Ewę Tylman ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Za zabójstwo z zamiarem ewentualnym grozi mu kara do 25 lat więzienia lub dożywocie. Podczas rozprawy w lutym ub. sąd uprzedził jednak strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu na nieudzielenie pomocy - za co grozi kara do 3 lat więzienia. Od tego czasu Adam Z. jest na wolności. W trakcie wtorkowej rozprawy sąd przesłuchał Andrzeja M. Oskarżony, w nocy, kiedy zginęła Tylman, miał zadzwonić przez pomyłkę do mężczyzny. "Przyjedź po twoją laskę" "Odebrałem telefon. To było chwilę po godzinie 3. w nocy, byłem zaspany. Usłyszałem, że muszę przyjechać. Spytałem: ale gdzie, po kogo? Usłyszałem: Po Ewę, po twoją laskę. Wydaje mi się, że powiedziałem, że to pomyłka. Potem usłyszałem, że mam przyjechać na ul. Wierzbową. (...) Mężczyzna, który dzwonił, był zdecydowanie zdenerwowany, mówił niespokojnie, ale wyraźnie - nie bełkotał, mówił podniesionym głosem i takim agresywnym tonem. Był przekonany, że dzwoni pod właściwy numer" - powiedział świadek. Andrzej M. był już kolejnym świadkiem w tej sprawie, którego zeznania wskazują, że oskarżony nie był pijany, a jeśli był pod wpływem alkoholu, to nie na tyle, by nie kontrolować swojego zachowania. Na poprzedniej rozprawie pracownice stacji benzynowej, przy której Adama Z. zarejestrowały kamery monitoringu, także twierdziły, że mężczyzna był zdenerwowany i nie sprawiał wrażenia osoby pijanej. Jak wskazywały, "chodził nerwowo, ale nie zataczał się". "Przed 4. rano zauważyłyśmy chodzącego na podjeździe pana. Dzwonił, cały czas rozmawiał przez telefon, chodził z jednej strony do drugiej. Na pewno nie był pijany, ale nerwowo się zachowywał. Pamiętam, że miał niebieską, modrakową kurtkę i miał ubrany kaptur. Mężczyzna znajdował się przy ostatnich dystrybutorach" - mówiła w grudniu ub. roku jedna z pracownic stacji. "Mówił, że traktował Ewę jak siostrę" Zdaniem ojca Ewy Tylman, Andrzeja, to istotne zeznania, ponieważ pokazują, że - w jego ocenie - oskarżony kłamie. Adam Z., od początku procesu podkreśla, że w nocy, kiedy zginęła Tylman, był tak bardzo pijany, że "urwał mu się film"; nic nie pamięta i nie wie, w jakich okolicznościach zginęła kobieta. Obrońca Adama Z. adw. Ireneusz Adamczak powiedział PAP, że zeznania Andrzeja M. to "jego własna ocena, ale kłóci się ona z materiałem dowodowym w sprawie". "To było odczucie świadka, a świadek ma prawo tak czy inaczej postrzegać określoną osobę. Zebrany materiał wskazuje na coś odwrotnego, świadek mógł się mylić, ale ostateczna ocena należy do sądu" - podkreślił. We wtorek sąd przesłuchał także m.in. znajomą Adama Z. - Joannę K. Jak mówiła, w noc po zaginięciu Ewy Tylman kontaktowała się z oskarżonym za pośrednictwem komunikatora internetowego. "Pisał, że nic nie pamięta, że wywrócili się z Ewą koło Kupca, i dalej nic nie pamięta.(...) Adam z Ewą bardzo dobrze się dogadywali. Adam jak dostał awans na asystenta i czegoś nie wiedział, to Ewa była dla niego pomocną ręką. Wydaje mi się, że się przyjaźnili (...) Mówił, że traktował Ewę jak siostrę, i że boi się, że mógł jej coś zrobić, ale odebrałam to jako przejęcie się tą sytuacją, niecodziennie ginie człowiek" - podkreśliła. Dodała, że według niej Ewa Tylman nie uważała Adama Z. za homoseksualistę. "Nie był przejęty tą sytuacją" W noc po zaginięciu kobiety, Adam Z. kontaktował się też m.in. z przyjaciółką Kingą W. Kobieta mówiła w sądzie, że kiedy kilka dni po zaginięciu kobiety spotkała się z oskarżonym w Pile "Adam był zdezorientowany. Zbyt dużo nie mówił o sprawie, mówił, że nie może, że nie pamięta. Był przejęty". Dodała, że wiele razy bywała na imprezach z Adamem Z. "Nie był nigdy agresywny, nie było żadnych niepokojących zachowań po alkoholu. (...) Odprowadzaliśmy się do domu, zawsze wszystko dobrze się kończyło" - mówiła. Pytana, czy kiedykolwiek była świadkiem, żeby Adam Z. miał zaniki pamięci po alkoholu, odpowiedziała, że "osobiście nie mieliśmy takiej sytuacji. Raz był tylko w takim stanie, że musiałam go odprowadzić do domu". We wtorek zeznawała też Katarzyna W. Kobieta mówiła w sądzie, że o zaginięciu Ewy Tylman dowiedziała się z mediów społecznościowych. "Od chłopaka Ewy dowiedziałam się, że Ewa nie wróciła do domu po imprezie firmowej. Dowiedziałam się, że wraz z braćmi Ewy szukają jej, więc ja też tam pojechałam im pomóc" - mówiła. Świadek mówiła też o poszukiwaniach kobiety. Jak wskazała, "jedna grupa rozdawała ulotki o zaginięciu w okolicach Starego Rynku, druga grupa pytała w barach i klubach, czy nie widzieli Ewy. Potem udaliśmy się do mostu Rocha, tam też się podzieliliśmy na dwie grupy. Następnego dnia też kontynuowaliśmy poszukiwania". Dodała, że kiedy w trakcie poszukiwań spotkali się z Adamem Z., to odniosła wrażenie, że Adam Z. jest zdenerwowany, ale - w jej ocenie - "nie był przejęty tą sytuacją, tym, że po raz ostatni widział Ewę" - podkreśliła. "Budował linię obrony już od pierwszego SMS-a" Zeznania składał również Arkadiusz O., kierownik działu technicznego hotelu znajdującego się nieopodal mostu Rocha, czyli miejsca, gdzie zginęła Tylman. Jak mówił, to on jest właśnie odpowiedzialny za cały hotelowy monitoring. Powiedział, że hotel przekazał policji wszystkie oryginalne nośniki i nie były wykonywane żadne kopie tych nagrań. Sąd miał we wtorek przesłuchać także rodziców Adama Z., ale pisemne poinformowali sąd o odmowie składania zeznań w sprawie. Pełnomocnik rodziny Ewy Tylman, mec. Mariusz Paplaczyk wniósł we wtorek o odtworzenie przed sądem kompilacji z nagrań monitoringu obrazujących ostatnią drogę Ewy Tylman. Jak wskazał, nagrania "to kluczowy dowód, na którym opiera się akt oskarżenia, dlatego, że o ile świadkowie mogą się mylić, to kamery przy prawidłowym zestawieniu czasu i daty pokazują obiektywnie nie tylko drogę przejścia Ewy Tylman i Adama Z., ale także stan, w jakim się znajdowali". Odnosząc się do zeznań świadków, szczególnie zeznań osób, które miały kontakt z oskarżonym krótko po zaginięciu Tylman, powiedział, że "od samego początku konsekwentnie mówimy, że Adam Z. budował swoją linię obrony już od momentu pierwszej korespondencji SMS-owej" - podkreślił Paplaczyk. Ojciec Ewy Tylman, Andrzej, powiedział PAP, że czuje się rozczarowany przebiegiem procesu. "Minął już rok, a ja nadal nic nie wiem. Wszyscy jeździmy, widzimy co się dzieje, tyle już świadków zostało przesłuchanych, a w tej sprawie nie ma żadnego ruchu do przodu. Oskarżony siedzi sobie i nic nie mówi, a on przecież wszystko wie" - mówił. Kolejna rozprawa 7 lutego.