pytany, czy przyjmie , odpowiedział, że "oczywiście, że tak". - Zawsze wtedy, kiedy miałem możliwość spotkania z Dalajlamą, korzystałem z tego, bo to jest dla mnie zaszczyt. I ja nie mam żadnych wątpliwości, że każdy człowiek na świecie, który ma szansę spotkać się i porozmawiać z Dalajlamą jest uprzywilejowany - mówił premier w radiu TOK FM. Na zarzut, iż wiele środowisk w Polsce ma pretensje, że rząd nie zajmuje wyrazistego stanowiska w sprawie sytuacji w Tybecie odpowiedział, że nasz rząd zajął w języku dyplomacji stanowisko jedno z bardziej wyrazistych. Przypomniał, że do MSZ został wezwany ambasador Chin. - Ja nie mówię, że jesteśmy rekordzistami, ale nikt na świecie nie zdecydował się (...) na twardsze reakcje - ocenił szef rządu. Jak dodał, Polska jest w nurcie krajów, które reagują, ale "w sposób powściągliwy". - Ja już nie raz obserwowałem tę grę, w której największe państwa europejskie i światowe mocarstwa uczestniczą. To znaczy są krytyczne wobec tego, co władze Chin Ludowych robią, nie tylko w Tybecie, bo mieliśmy wiele dramatów i faktów łamania praw człowieka w Chinach, (...) ale zawsze one były powściągliwe i zawsze mało oficjalne - ocenił Tusk. Jednocześnie premier zaznaczył, że decyzja co do uczestnictwa Polski w olimpiadzie w Pekinie nie jest decyzją rządu. Pytany, czy będzie wyzwał ministrów, by nie pojawili się na otwarciu igrzysk odparł, że jest pierwszym premierem, który powiedział, że nie wybiera się na otwarcie olimpiady. - Jeśli oczekujecie państwo ode mnie, że stanę na czele krucjaty antychińskiej, to rozczaruję was - oświadczył jednak Tusk. Jednocześnie zwrócił uwagę, że sam Dalajlama ma dzisiaj "bardzo poważny dylemat", co dalej z sytuacją w Tybecie. Zdaniem Tuska, Dalajlama jest "chyba pełen obaw", że zbyt radykalny rozwój wydarzeń w Tybecie nie sprzyja jego spokojnemu przywództwu. W ocenie szefa rządu, Dalajlama sprawy Tybetu umiał zawsze utrzymać na wysokim poziomie zainteresowania opinii publicznej, ale bez jakiś istotnych strat w samym Tybecie.