- Problem nie polega na samolotach. To nie jest aż taka duża odległość i ja też oczywiście mógłbym sobie poradzić nawet bez samolotu. (...) Niezręczne wypowiedzi urzędników - zresztą z obu stron - podsycają spór o to, kto jakim samolotem poleci co oczywiście jest absurdem, bo to nie ma żadnego znaczenia - powiedział szef rządu na poniedziałkowej konferencji prasowej. Tusk podkreślił, że jeśli była potrzeba to korzystał z samolotów rejsowych, czarterów i ustępował prezydentowi. - Jestem ostatnią osobą, która by się kłóciła o to, kto leci TU- 154 do dowolnej stolicy. Problem polega na tym, że prezydent nie mówi, że chce polecieć do Brukseli, tylko że chce, aby rząd mu pomógł w tym, żeby stał się szefem delegacji rządowej. Na to nie ma zgody - stwierdził szef rządu. Jego zdaniem to w związku z tym ten spór nabrał takiego "gorszącego charakteru". Oświadczył, że nie może udawać przed prezydentem, że co prawda polecą razem i pod rękę dojdą do urzędów europejskich, po czym on (premier) wejdzie, a prezydent zostanie na chodniku. - Przecież to jest sytuacja absurdalna i albo ktoś to wreszcie zrozumie w Pałacu Namiestnikowskim, albo wreszcie prezydent dobierze urzędników, którzy naprawdę zrozumieją, że to nie my będziemy się śmiali, tylko z nas będą się śmiali - oświadczył Tusk. Wyraził nadzieję, że ten argument będzie wysłuchany na jego spotkaniu z Lechem Kaczyńskim.