Projekt ustawy o mediach narodowych, do którego dotarła PAP, zakłada przekształcenie obecnych spółek mediów publicznych w państwowe osoby prawne kierowane jednoosobowo przez dyrektorów. Nadzór nad nimi ma sprawować nowa instytucja - pięcioosobowa Rada Mediów Narodowych, której członkowie będą wybierani przez Sejm, Senat i prezydenta na sześcioletnie kadencje. Spośród nich marszałek Sejmu powoła przewodniczącego RMN, który z kolei ma być odpowiedzialny za powoływanie i odwoływanie dyrektorów instytucji medialnych. Ponadto RMN będzie dysponować Funduszem Mediów Narodowych, z którego finansowane będzie wykonywanie misji przez zreformowane media. RMN będzie także powoływać społeczne rady programowe (w miejsce obecnych rad programowych) spośród kandydatów zgłaszanych przez m.in. stowarzyszenia twórcze, organizacje pożytku publicznego, Kościół katolicki i inne kościoły oraz związki wyznaniowe, związki zawodowe, organizacje pracodawców, organizacje rolników, szkoły wyższe, PAN. Zaprzeczenie "elementarnej niezależności" "Taki mechanizm wyboru władz mediów absolutnie przeczy ich elementarnej niezależności. Władze mediów mogą twórczo i swobodnie działać, jeśli mają zapewnioną stabilność i pewność nieusuwalności. Wybierany przez Radę Mediów Narodowych dyrektor będzie ciągle konsultował się ze swoimi zwierzchnikami" - uważa Mrozowski. Skrytykował też pomysł utworzenia Rady Mediów Narodowych, która według niego będzie "klonem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, choć bardziej nastawionym na służebność wobec rządzącej partii". "Od KRRiT nową Radę różni tylko nowy sposób władztwa nad mediami, gdzie wzmocnieniu ulega bezpośrednie, ręczne sterowanie. Przewodniczący RMN ma być kadencyjny i powoływany przez jedną osobę - marszałka Sejmu, czyli w praktyce przez partię rządzącą. Przewodniczący ma bezpośrednio powoływać dyrektorów i ich zastępców, ale oni już nie są kadencyjni, przez co można ich usunąć w każdej chwili" - zaznaczył medioznawca. Ponadto, zdaniem medioznawcy, projekt ustawy daje władzy możliwość przeprowadzenia, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, dowolnych zmian personalnych. "Wszystko zależy od tego, do jakiego szczebla będą chcieli wprowadzić swoich ludzi, ale myślę, że szykuje się totalna czystka personalna, totalne "koszarowe" zarządzanie i brak perspektyw na niezależność i obiektywną informację, która nie jest nawet zdefiniowana. To tzw. przepisy "kauczukowe", w których wszystko zależy od interpretacji, a więc pozwalają na samowolę" - mówił Mrozowski. Mrozowski obawia się też, że zanim PiS wdroży nowy model finansowania mediów publicznych, na skutek proponowanych zmian media utracą swój autorytet, a przez to wpływy z reklam, co doprowadzi je do finansowego upadku. "Póki co media będą nadal finansowane z abonamentu, a media większość dochodów będą czerpać z reklam. Jak się naruszy ich wiarygodność przez nadmiar misyjności w znaczeniu 'przechyłu partyjnego', to oglądalność zacznie spadać na łeb, na szyję. System zacznie się kruszyć od dołu, nie od góry. Wielu nadawców komercyjnych tylko na to czeka" - uważa Mrozowski. "Bariera przed upolitycznieniem" Odnosząc się do tych zarzutów, Czabański powiedział, że kadencyjność RMN będzie barierą przed upolitycznieniem. "Jest kadencyjność samej Rady Mediów Narodowych i ta kadencyjność jest główną barierą przed światem polityki. W tej chwili formalnie są kadencje zarządów (mediów publicznych), ale KRRiT może rozpisać nowy konkurs, może nie uwzględnić wyników konkursu, które przeprowadza Rada Nadzorcza, więc to nie jest tak, że teraz szefowie wykonawczy w mediach są specjalnie chronieni" - powiedział Czabański. Jak dodał, przygotowywany w resorcie kultury projekt zmniejsza zagrożenie komercjalizacją mediów publicznych, ponieważ spółki prawa handlowego - którymi aktualnie są media publiczne - są rozliczane m.in. z wyniku finansowego. "W tym przekształceniu, które wykonujemy, jest prosty sposób rozliczania władz tych nowych instytucji medialnych. One są rozliczane tylko i wyłącznie z realizacji misji. W związku z tym wydaje się, że jest to znaczne osłabienie tych czynników stricte finansowych, czyli znaczne ograniczenie dla komercjalizacji mediów publicznych" - przekonywał Czabański. Zwrócił uwagę, że Rada Mediów Narodowych będzie wybierana na podobnych zasadach co KRRiT - czyli przez parlament i prezydenta. Jej członkami będą "osoby o wybitnym dorobku w sprawach medialnych, swojego rodzaju autorytety w tej sferze". "Jeżeli tak, to taka Rada sama w sobie jest gwarancją niezależności" - powiedział. Co prawda - mówił - RMN będzie składała parlamentowi coroczne sprawozdania z wykonania misji przez media narodowe, ale nie będą one podlegały ocenie parlamentu, nie będą rodziły żadnych konsekwencji. "KRRiT w dotychczasowym systemie corocznie musi składać sprawozdanie politykom, jeżeli politycy nie są zadowoleni, to mogą tego sprawozdania nie przyjąć, co oznacza automatycznie koniec kadencji tejże KRRiT" - tłumaczył. Przekonywał, że powołanie Rady Mediów Narodowych nie będzie oznaczało dublowania zadań i kompetencji KRRiT. W projekcie ustawy znalazł się zapis, zgodnie z którym stosunek pracy nawiązany przed dniem przekształcenia wygaśnie z upływem trzech miesięcy po dniu ogłoszenia ustawy, chyba że do tego czasu strony zawrą umowę przewidującą dalsze trwanie stosunku pracy. Pytany o to Czabański powiedział, że dziennikarze będą "raczej" zatrudniani, a nie zwalniani. "W tej ustawie nie ma żadnej weryfikacji, owszem jest przyjęty taki tryb, który był parokrotnie już przyjmowany w Polsce przy przekształceniach np. ustroju Warszawy. Jak zmieniano ustrój Warszawy, z ustroju kilku gmin na ustrój, w którym jest jedna gmina warszawska duża, to przyjęto takie rozwiązanie, że wszyscy pracownicy samorządu warszawskiego automatycznie przechodzą do tego jednego urzędu gmina Warszawa, a jeżeli w ciągu trzech miesięcy nie dostaną propozycji pracy w tym urzędzie, to po trzech miesiącach umowa im wygasa z mocy ustawy automatycznie. My będziemy na tej podstawie raczej dobierać, czyli składać propozycje pracy, niż zwalniać" - powiedział Czabański. "Zwracam uwagę, że większość pracowników merytorycznych Telewizji Polskiej została wyrzucona z tej firmy w ostatnich latach do jakichś firm leasingowych, albo na własną działalność gospodarczą. Chcemy odtworzyć merytoryczny pion kadrowy Telewizji Polskiej, czyli będziemy przyjmować, a nie zwalniać" - mówił Czabański.