"Powinniśmy publicznie i niepublicznie wesprzeć naszego historyka Grzegorza Kuprianowicza, wobec którego rozpoczęła się publiczna nagonka po uroczystościach w Sahryniu" - oświadczył w poniedziałek Ołeh Syniutka, szef państwowej administracji obwodowej we Lwowie. Syniutka polecił swoim urzędnikom zorganizowanie akcji na rzecz Kuprianowicza, gdyż - jak mówił - powinien on poczuć na Ukrainie takie samo poparcie, jak więziony w Rosji ukraiński reżyser Ołeh Sencow. "Ważne, by ten człowiek poczuł, że ma na Ukrainie wsparcie. Tak samo, jak Ołeh Sencow odczuwa, że o nim nie zapomnieliśmy. Gdyby Kuprianowicz powiedział coś faszystowskiego czy nazistowskiego, ale on nie zrobił niczego złego" - powiedział Syniutka. Sprawa Kuprianowicza związana jest z jego wystąpieniem w Sahryniu na Lubelszyźnie. Powiedział tam, że ukraińscy mieszkańcy tej wsi, zabici w 1944 r., byli obywatelami Rzeczypospolitej i że "ta zbrodnia przeciwko ludzkości popełniona została przez członków narodu polskiego - partyzantów Armii Krajowej będących żołnierzami Polskiego Państwa Podziemnego". Kuprianowycz mówił tak na uroczystościach w Sahryniu 8 lipca, w których uczestniczył prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. W tym samym dniu prezydent Andrzej Duda składał wizytę na Wołyniu, gdzie upamiętniał polskie ofiary Zbrodni Wołyńskiej. Sahryń był zasiedloną przez Ukraińców wsią, na którą 10 marca 1944 r. uderzyły oddziały Armii Krajowej, paląc ją i zabijając jej mieszkańców, w tym kobiety i dzieci. Według różnych szacunków zginęło wówczas od 200 do 800 osób. Ostra reakcja wojewody Na przemówienie Kuprianowicza zareagował wojewoda lubelski Przemysław Czarnek, który złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Czarnek wskazywał, iż przypisanie przez Kuprianowicza odpowiedzialności za wydarzenia w Sahryniu w 1944 r. członkom narodu polskiego i pomijanie zbrodni ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej "dąży do rozproszenia odpowiedzialności i odwrócenia uwagi, a w konsekwencji do zaprzeczenia zbrodniom ukraińskich nacjonalistów". 22 sierpnia naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie prokurator IPN Jacek Nowakowski oświadczył, że po analizie przemówienia Kuprianowicza stwierdzono, iż "nie zawierało ono treści, które mogłyby wyczerpać ustawowe znamiona czynu z art. 55 ustawy o IPN" . Art. 55 ustawy o IPN, w połączeniu z art. 1 mówi, że kto publicznie wbrew faktom zaprzecza zbrodniom nacjonalistów ukraińskich, podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat trzech. Śledztwo w sprawie wypowiedzi Kuprianowicza prowadzi też Prokuratura Okręgowa w Zamościu, która bada, czy nie doszło do przestępstwa znieważenia narodu polskiego, za co grozi kara pozbawienia wolności do lat trzech. Na ten przepis kodeksu karnego wskazywał także w swoim zawiadomieniu wojewoda. W sobotę szef MSZ Ukrainy Pawło Klimkin oświadczył, że decyzja prokuratora IPN jest zwycięstwem zdrowego rozsądku. Minister stwierdził jednak, że sprawa ta wywołuje w nim mieszane odczucia, gdyż w Polsce nadal obowiązuje nowela ustawy o IPN, pozwalająca na ściganie za zaprzeczanie zbrodniom nacjonalistów ukraińskich. "(...) Istnienie takiego ustawodawstwa, zmiany w ustawie IPN pozostają. Jest to przestrzeń dla manipulacji, przestrzeń do ataków na wolność słowa i swobodę myśli" - powiedział Klimkin. Kuprianowicz w oświadczeniu przesłanym mediom pisał wcześniej, że działania wojewody "mogą być odebrane nie tylko jako prowadzące do zaognienia stosunków polsko-ukraińskich, ale przede wszystkim jako próba zastraszania społeczności ukraińskiej regionu i uniemożliwienia przedstawiania przez mniejszość narodową własnego spojrzenia na historię". Kuprianowicz od czerwca jest współprzewodniczącym Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych, która jest organem opiniodawczo-doradczym Prezesa Rady Ministrów. Z Kijowa Jarosław Junko