Brejza stwierdził, że były zapowiedzi, iż podczas wakacji parlamentarnych członkowie komisji mieli zapoznawać się z aktami, a kiedy on w tym okresie przyjeżdżał do Sejmu, okazało się, "że nie było żadnego wystąpienia o jeden choćby dokument". Komisja powinna - jak mówił - pracować i sprawnie, i szybko w dobrym tego słowa rozumieniu. Według niego nie są prawdziwe podawane przez posłankę Wassermann informacje dotyczące "rzekomo wielkiej objętości materiału". "Duża część aktu oskarżenia - i pani mecenas bardzo dobrze o tym wie, ale wprowadza niestety opinię publiczną w błąd - to jest np. lista pokrzywdzonych, lista dowodów. Wartość merytoryczna, to są dokumenty, którymi możemy się zająć od razu. Zmarnowaliśmy półtora miesiąca pod pretekstem, że akta są bardzo duże - no są duże, bo jest kilkanaście tysięcy osób pokrzywdzonych, to jest kilkanaście tysięcy protokołów przesłuchań, różne informacje o pouczeniach, informacje techniczne, które nie wnoszą nic do tej sprawy" - mówił. Według niego, komisja śledcza może "spokojnie zakończyć prace" w ciągu 4-5 miesięcy, by przedstawić sprawozdanie w ciągu pół roku, jeśli będzie pracować w sposób ciągły. "Jeśli ja słyszę, że ta komisja ma się zbierać co dwa tygodnie na jednym posiedzeniu, to będzie to tasiemiec, to będzie serial" - stwierdził. "Nie zrobiliśmy nic przez półtora miesiąca, żeby rozpocząć pracę i zapowiada się na to, że pierwsze przesłuchania mają się rozpocząć rzekomo w grudniu" - powiedział poseł PO. "I zależy komuś, by kalendarz (prac) był skorelowany z kalendarzem może pana prezesa, albo osób na bieżąco prowadzących tutaj politykę tak, aby przeciągać te prace najlepiej do dwóch lat, powiedzmy do wyborów samorządowych, pod różnymi dziwnymi pretekstami" - stwierdził Brejza. Wassermann odpowiada Brejzie Odnosząc się do wypowiedzi Brejzy, Wassermann powiedziała dziennikarzom przed posiedzeniem komisji, że "albo pan Brejza nie wie, o czym mówi, nie ma bladego pojęcia o jakim materiale i stanie prawnym rozmawiamy, albo po prostu kłamie". "Przecież brał udział w posiedzeniu i rozmowach, które odbywały się przed wakacjami" - dodała szefowa komisji. Podkreśliła, że "ustawa przewiduje pewien tryb powstawania komisji". "Inna kwestia, o której pan poseł Brejza zapomina, to kwestia dostępu do informacji niejawnych, my czekamy na ten dostęp, bo wystąpiliśmy o niego, my go nie mamy - posłowie, którzy nie zasiadają w komisji służb specjalnych. I pan poseł Brejza o tym wie, więc mówiąc to, co dziś mówi, wprowadza państwa w błąd" - stwierdziła. Wassermann zaznaczyła, że "nie będzie tak jak mówi poseł Brejza, że przesłuchania będą codziennie, nie będzie tak jak na komisji hazardowej". Dodała, że widziała jak jej ojciec - Zbigniew Wassermann, jako poseł PiS, pracował w tzw. hazardowej komisji śledczej - "czytał akta w nocy, bo co rano miał przesłuchanie". "Jeśli poseł Brejza wyobraża sobie, że ja będę wzywała świadków bez znajomości tych akt i ich przesłuchiwała, i zadawała im pytania nie wiadomo o co, bo nie znam materiału, to jest w błędzie" - oświadczyła Wassermann. "Ja państwu obiecuję, że jak przyjdą akta, to państwa zaproszę wszystkich do mojego pokoju i pozwolę zrobić im zdjęcie, o ile zmieszczą się w jednym pokoju, który jest mi przydzielony" - zapowiedziała szefowa komisji. Podkreśliła, że jeden dokument może zmienić całkowicie bieg postępowania, ale żeby go poznać, trzeba przeczytać wszystkie akta. "Nie będzie pan poseł Brejza wywierał wpływu, byśmy prowadzili postępowanie bez znajomości akt. Bo to rzeczywiście byłaby polityczna hucpa" - powiedziała Wassermann. W środę po godz. 11. rozpoczęło się pierwsze, merytoryczne posiedzenie sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold. Komisja ma dyskutować m.in. nad wystąpieniem do organów państwowych o udostępnienie akt spraw, dokumentów i materiałów będących w sferze jej zainteresowania.