Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, który po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego pełni funkcję głowy państwa, poinformował w środę, że datę wyborów prezydenckich ogłosi w przyszłą środę. Z kalendarza wyborczego, który w wypadku śmierci prezydenta przewiduje konstytucja, wynika, że w tej sytuacji w grę wchodzi tylko jeden termin - 20 czerwca. Po tragicznej śmierci: Lecha Kaczyńskiego, który prawdopodobnie ubiegałby się o reelekcję (choć nie ogłosił swojej decyzji) i kandydata SLD Jerzego Szmajdzińskiego, PiS i Sojusz mają niewiele czasu na wybór kandydata. Zgodnie z prawem zawiadomienie o powstaniu komitetu wyborczego trzeba złożyć w PKW na 55 dni przed wyborami. Jeśli zatem wybory miałby się odbyć 20 czerwca, takie zawiadomienie trzeba złożyć najpóźniej do 26 kwietnia. Do zawiadomienia musi być dołączona lista 1000 podpisów osób popierających kandydata i zgoda samego kandydata. PiS: Udział w wyborach konieczny, ale za wcześnie na spekulacje Politycy PiS nie chcą na razie mówić o tym, kto może zostać kandydatem ugrupowania na prezydenta, choć - jak przyznają - udział w czerwcowych wyborach jest konieczny. - To za wcześnie na tego typu spekulacje. Jeszcze w przyszłym tygodniu będą się odbywać pogrzeby naszych kolegów i koleżanek - podkreślił w rozmowie z PAP rzecznik klubu PiS Mariusz Błaszczak. - Wydaje się, że czymś niezwykle trudnym, choć koniecznym, będzie wystawienie kandydata - dodał członek Komitetu Politycznego PiS Jarosław Zieliński. Według niego decyzji w tej sprawie nie należy jednak spodziewać się w najbliższych dniach. Na 24 kwietnia była zaplanowana Rada Polityczna PiS, do kompetencji której należy m.in. wybór kandydata partii na urząd prezydenta. "Teraz nie wiadomo, czy się w tym terminie odbędzie" - zaznaczył Zieliński. Nieoficjalnie: Jarosław Kaczyński? W nieoficjalnych rozmowach posłowie PiS jako naturalnego kandydata partii wskazują prezesa Jarosława Kaczyńskiego. - Nie ma żadnych wątpliwości, że gdyby się zdecydował, partia by go gremialnie poparła - ocenił jeden z parlamentarzystów PiS. Zdaniem Zielińskiego, w partii nie ma jednak w tej sprawie "skrystalizowanego poglądu". - Nikt w kierownictwie partii o tym nie rozmawiał. To oczywiste - zaznaczył. Prezes Fundacji im. Stefana Batorego Aleksander Smolar ocenił w rozmowie z PAP, że decyzja Jarosława Kaczyńskiego o ewentualnym kandydowaniu będzie miała istotny wpływ na wynik wyborów, bo - jak zaznaczył - po tragedii pod Smoleńskiem wizerunek Lecha Kaczyńskiego w społeczeństwie zmienił się pozytywnie i to mogłoby pomóc Jarosławowi Kaczyńskiemu w walce wyborczej. Smolar zastrzegł jednak, że choć "widać wyraźnie, że z szeregów PiS wywierana jest presja na prezesa, aby to on zajął miejsce brata", to jednak trudno przewidzieć, czy Jarosław Kaczyński się na to zdecyduje. Jarosław Kaczyński - mówił Smolar - znajduje się obecnie w tragicznej sytuacji po stracie brata i bratowej i dlatego trudno powiedzieć, czy zdecyduje się wystartować. Także prof. Radosław Markowski z Instytutu Studiów Politologicznych PAN ocenił w rozmowie z PAP, że ewentualny start prezesa PiS w wyborach prezydenckich pozostaje niewiadomą. Możliwe jest - mówił - że Jarosław Kaczyński w imię pamięci brata będzie kandydował w wyborach, jak również i to, że ze względu na doznaną traumę w ogóle wycofa się z polityki. Zbigniew Ziobro? - Jedyny, kto mi przychodzi do głowy - poza Jarosławem Kaczyńskim - kto mógłby być kandydatem PiS, to Zbigniew Ziobro. Jest rozpoznawany, w miarę popularny. Nie widzę nikogo innego - dodał Markowski. Z kolei zdaniem Smolara jest mało prawdopodobne, by PiS wystawił w wyborach Zbigniewa Ziobrę. SLD: To czas zadumy, a nie decyzji personalnych Również politycy SLD na razie nie chcą oficjalnie wypowiadać się na temat czerwcowych wyborów. - Czas, kiedy żegnamy najbliższych, osoby, które tak tragicznie zginęły w tej katastrofie, jest czasem zadumy, a nie czasem podejmowania decyzji personalnych. Chciałbym pożegnać godnie naszego kandydata na prezydenta i nie w głowie mi dzisiaj rozmyślania o wszystkich procedurach, które musiałyby wskazać innego kandydata"- powiedział dziennikarzom w Sejmie szef Sojuszu Grzegorz Napieralski. Nieoficjalnie: Cimoszewicz? Nieoficjalnie politycy z otoczenia lidera SLD przyznają jednak, że już w przyszłym tygodniu trzeba będzie zastanowić się nad tym, co dalej. Na razie jest zgoda co do tego, że Sojusz powinien wziąć udział w czerwcowych wyborach. Według rozmówców PAP, oczywistym z tej sytuacji kandydatem jest były premier, a dziś senator niezależny Włodzimierz Cimoszewicz. Były premier to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polityków Lewicy. Dwukrotnie ubiegał się już o prezydenturę - w wyborach 1990 roku uzyskał wynik 9 proc. (wygrał wówczas Lech Wałęsa). Cimoszewicz startował również przed pięcioma laty - został oficjalnie zarejestrowany jako kandydat, jednak później wycofał się po tym jak jego była asystentka społeczna Anna Jarucka oskarżyła go o to, że w swoim oświadczeniu majątkowym świadomie zataił informację o posiadanych akcjach PKN Orlen. Zarzuty Jaruckiej nie potwierdziły się, jednak b. premier wycofał się na dwa lata z polityki. W wyborach parlamentarnych 2007 roku dostał się do Senatu jako kandydat niezależny. Według źródeł PAP z otoczenie lidera Sojuszu, z Cimoszewiczem chcą w najbliższym czasie rozmawiać Napieralski i były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Senator wziął też udział we wtorkowym spotkaniu klubu Lewicy z członkami rodzin zmarłych parlamentarzystów. Może Kalisz? Rozmówcy PAP przyznają również, że oprócz Cimoszewicza pojawia się kilka innych nazwisk, w tym posła Lewicy Ryszarda Kalisza, europosła Janusza Zemke, wiceszefowej Sojuszu Katarzyny Piekarskiej i prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego. Startu nie planuje Napieralski. Sojusz nie rozważa także poparcia kandydatury Andrzeja Olechowskiego. Może nikt? Politolog prof. Markowski w rozmowie z PAP wyraził przypuszczenie, że Sojusz może nikogo nie wystawić przez szacunek dla tragicznie zmarłego Szmajdzińskiego, ale może też spróbować - jak powiedział - "wyciągnąć z puszczy" Włodzimierza Cimoszewicza. W ocenie Markowskiego, SLD nie ma wśród swoich członków kandydata, który "cokolwiek mógłby w tych wyborach ugrać". Markowski ma też wątpliwości, czy w obecnej sytuacji Cimoszewicz - jak powiedział - miałby "taką samą siłę rażenia, jaką miał w czasach, kiedy mieliśmy do czynienia z normalną sytuacją polityczną". Również Smolar w rozmowie z PAP uznał, że jest prawdopodobne, iż Sojusz nie wystawi żadnego kandydata, a wezwie do głosowania na Komorowskiego - kandydata PO. Za mało prawdopodobne uważa poparcie przez SLD Olechowskiego. Smolar uważa, że ewentualny start szefa Sojuszu Grzegorza Napieralskiego nie dałby szans na dobry wynik wyborczy. Co z Komorowskim? Smolar ocenił, że Komorowski ma duże szanse, by zostać prezydentem. Jak mówił, sytuacja, w której jako marszałek Sejmu pełni funkcję prezydenta po śmierci Lecha Kaczyńskiego sprawia, że wśród obywateli widziany jest jako osoba, która w sposób naturalny zająć może to stanowisko. Jednak Markowski uważa, że Komorowski znajduje się w "saperskiej sytuacji". Jak mówił, musi podejmować decyzje, które - "odpowiednio pokazywane i nagłaśniane" - mogą zrazić do niego część społeczeństwa. Co z pozostałymi kandydatami? Markowski zwrócił też uwagę na trudną sytuację kandydatów reprezentujących mniejsze środowiska: Tomasz Nałęcza (popieranego przez PD i SdPl), Ludwika Dorna (Polska Plus), Marka Jurka (Prawica Rzeczypospolitej) czy Andrzeja Olechowskiego, który startuje jako kandydat niezależny, ale poparcia udzieliło mu już Stronnictwo Demokratyczne. Politolog podkreślił, że w sytuacji przyspieszonych wyborów i krótkich terminów w kalendarzu wyborczym, bez odpowiedniego zaplecza organizacyjnego trudno im będzie zebrać wymaganą liczbę podpisów (do rejestracji komitetu jest to tysiąc podpisów z poparciem, do zgłoszenia kandydata - sto tysięcy). - Prawdopodobnie, jak się zorientują, że nie są w stanie tego zrobić, to spróbują ubrać to w słowa o szacunku dla tragicznie zmarłych i nie wystartują - powiedział Markowski. Zaznaczył jednocześnie, że nie można wykluczyć, iż niektórzy z nich zdołają się zorganizować i stanąć w szranki wyborcze. W ocenie Smolara Jurek i Dorn mogą wycofać się z wyborów i poprzeć kandydata PiS. Kandydaci na urząd prezydenta, reprezentujący mniejsze środowiska, nie chcieli - w rozmowach z PAP - powiedzieć, czy katastrofa pod Smoleńskiem zmieni ich wyborcze plany. Marek Jurek (Prawica Rzeczypospolitej) zadeklarował, że do czasu zakończenia żałoby narodowej nie będzie składał żadnych deklaracji o charakterze politycznym. Tomasz Nałęcz (SdPl, PD) powiedział PAP, że o kwestii swojego startu w wyborach prezydenckich będzie rozmawiał w przyszłym tygodniu "w pierwszej kolejności" z partiami, które go zgłosiły. "Mam nadzieję, że wspólnie podejmiemy decyzję i wspólnie ją państwu zakomunikujemy" - dodał. Również politycy Polski Plus, której kandydatem jest Ludwik Dorn, nie chcieli mówić o wyborczych planach partii.