"Pomimo wyników badania, które jednoznacznie wskazywały na sytuację zawału mięśnia sercowego, pacjent nie został przekazany na oddział chorób wewnętrznych, gdzie - jak twierdzono - nie było wolnych łóżek. Te wolne łóżka były, jak wykazała kontrola NFZ" - mówi Małgorzata Doros, rzeczniczka Funduszu w Katowicach w rozmowie z reporterką RMF FM Anną Kropaczek. "Widzimy, że szpital zapewniał całodobową opiekę lekarską, miał zaplecze diagnostyczne, miał odpowiednie certyfikaty. Zawiodła decyzyjność, a właściwie jej brak" - dodał. Szpital może się jeszcze odwołać od decyzji NFZ. 35-letni mężczyzna 19 marca poczuł się źle podczas pracy i wcześniej wrócił do domu. Stamtąd poszedł do przychodni. Po wykonaniu EKG lekarz skierował go do szpitala. Wezwano karetkę, która przewiozła go do izby przyjęć w Wodzisławiu Śląskim. Według relacji rodziny mężczyzna przebywał tam przynajmniej 10 godzin. W tym czasie wykonano mu m.in. trzy EKG i kilka badań krwi. Cytowana przez media rodzina relacjonowała, że późnym popołudniem zapadła decyzja o przewiezieniu pacjenta do Rydułtów, gdzie miały być dwa wolne miejsca na oddziale. Po chwili ambulans zawrócił. Okazało się, że w szpitalu nie ma miejsca. Mężczyzna został ponownie przewieziony do izby przyjęć w Wodzisławiu, gdzie był stale monitorowany. Wieczorem trafił do szpitala w Raciborzu. Zmarł nocą, mimo reanimacji. Wkrótce potem wodzisławski szpital informował o udostępnieniu dokumentacji medycznej w tej sprawie badającej ją prokuraturze, Rzecznikowi Praw Pacjenta i NFZ. Na początku kwietnia, po kontroli wewnętrznej, dyscyplinarnie zwolnił też dwóch lekarzy pełniących 19 marca dyżur w szpitalu w Rydułtowach.