- Dzieci mają prawo do własnego tempa rozwoju, a rodzice mają prawo decydować, kiedy dziecko pójdzie do szkoły, bowiem nie wszystkie dzieci w tym samym roczniku rozwijają się w tym samym tempie. I to jest szczególnie widoczne właśnie w pierwszym etapie kształcenia - mówiła Wróbel podczas debaty nad wnioskiem o referendum ws. obowiązku szkolnego dla sześciolatków. Przytaczając raport przygotowany przez inicjatorów referendum ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców, posłanka SP przekonywała, że w polskiej szkole dzieci nie mają poczucia bezpieczeństwa. - Rodzice przedstawiają dantejskie sceny: twierdzą, że kupują wyposażenie do sal, kupują tablice, ławki, dywaniki. Te sale są za małe, brak w nich kącików do zabaw. Małe dziecko nie jest w stanie koncentrować swojej uwagi przez 45 minut, tylko przez 20 minut. Przerwy dla nich powinny być znacznie dłuższe i częstsze - zaznaczyła. Tymczasem, jak argumentowała, MEN uprawia propagandę sukcesu. - Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej, no jak jest lepiej, pani minister? - pytała Krystynę Szumilas. - Z przykrością mówię, że pani nie czyta ze zrozumieniem niezależnych raportów - dodała. Posłanka SP oskarżyła również resort edukacji o "zniszczenie jednej z najlepszych podstaw programowych nauczania na świecie". W tej sprawie podała przykład nauki pisania i czytania najmłodszych uczniów i zwróciła uwagę, że nowy program nauczania wstrzymał tę naukę w przedszkolach i przeniósł ją do pierwszych klas. - Dziecko będzie musiało nabyć te kompetencje i to w ekspresowym tempie jednego roku - tłumaczyła Wróbel. Według Wróbel reforma obniżająca wiek szkolny "to niebezpieczny eksperyment na dzieciach". - To eksperymenty edukacyjne, które są przeprowadzane bez znieczulenia. Solidarna Polska będzie się opowiadała za tym, żeby referendum w tych sprawach się odbyło - zapowiedziała Wróbel.