Środa jest trzecim dniem strajku lekarzy. Domagają się oni m.in. 1 mld zł z NFZ na podwyżki i wzrostu nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB. Prezes Funduszu uważa to rozwiązanie za niedobre. Komisja zdrowia zapytała Sośnierza o plany związane z poprawą finansowania usług stomatologicznych dla pacjentów. Prezes Funduszu odpowiedział, że chciałby zmienić złą sytuację w publicznej stomatologii, ale cały czas środki z NFZ przeznaczane są głównie na finansowanie szpitali. - Czy wytrzymamy presję wpływowych środowisk, żeby wreszcie finansować usługi zdrowotne dla pacjentów, a nie działania propagandowe? - pytał Sośnierz. Jak dodał, obawia się, że "jesteśmy w przededniu jakichś złych decyzji". Sośnierz przyznał, że aby finansować szpitale, Fundusz przesuwał środki kosztem innych sektorów ochrony zdrowia. - Sądząc, iż inne sektory jakoś sobie dadzą radę, doprowadziliśmy do sytuacji, że w tej chwili są niedofinansowane i występuje w nich patologia, nawet w zakresie wydatkowania pieniędzy z Funduszu - powiedział. Dodał, że w stomatologii jest zbyt mało zawartych kontraktów, a koszt usług stomatologicznych jest niedoszacowany. - Tworzymy podwójną fikcję - że wydajemy pieniądze i że za nie coś kupujemy. A kupiliśmy szyld, który pozwala wejść pacjentowi do zakładu (opieki zdrowotnej) z nadzieją, że NFZ coś mu sfinansuje, po czym dowiaduje się, że musi to dofinansować - wyjaśnił prezes Funduszu. Sośnierz podkreślił, że nie chce dalej tolerować tej sytuacji. Zaznaczył jednak, że więcej kontraktów zawartych ze stomatologami, a więc lepszy dostęp do tanich usług dentystycznych, wymaga większych nakładów - nawet o 60 proc. w stosunku do środków obecnie wydawanych na stomatologię. Prezes zaznaczył, że NFZ chce wydzielić w kontraktach ze stomatologami osobną kwotę na protezy, aparaty ortodontyczne i znieczulenia. Chce także wprowadzić diagram elektroniczny w stylu karty pacjenta, w którym zapisywane byłyby wszystkie usług dentystyczne wykonywane danemu pacjentowi. Pozwoliłoby to także lepiej kontrolować wydatki. O kryzysie publicznej stomatologii dziecięcej mówiła podczas posiedzenia komisji krajowy konsultant w dziedzinie stomatologii dziecięcej prof. Barbara Adamowicz-Klepalska. Powiedziała m.in., że stomatolodzy w publicznej służbie zdrowia niechętnie przyjmują dzieci, bo jest to czasochłonne i kosztowne; wolą np. wykonywać protezy dla starszych pacjentów. Według Adamowicz-Klepalskiej, dzieci przyjmowane są przez publicznego dentystę tylko na przeglądy, lakierowanie zębów i wtedy, gdy odczuwają ból. - Ale dziecko przyprowadzone z bólem już więcej do dentysty nie pójdzie - podkreśliła. Według niej, w Polsce brakuje właściwych relacji między lekarzem- pediatrą, który co kilka miesięcy ogólnie bada dziecko, a stomatologiem. Dodała, że w tym samym terminie, kiedy są badania przesiewowe, dziecko ma należne mu świadczenia stomatologiczne i pediatra powinien o tym powiedzieć rodzicom. Adamowicz-Klepalska uważa ponadto, że w książeczce zdrowia dziecka powinny być strony dla stomatologa. Odnosząc się do szkolnych poradni stomatologicznych powiedziała, że nie jest możliwe ich uruchomienie (według resortu zdrowia koszt jednego gabinetu to 150 tys. zł; koszt w skali całego kraju - 3 mld zł), ale można zastanowić się nad mobilną stomatologią, czymś w rodzaju "dentbusa", który obsługiwałby szkoły w całym województwie. Z danych resortu zdrowia przedstawionych na komisji wynika, że w 2006 r. NFZ na stomatologię wydał nieco ponad 1 mld zł i stanowiło to 2,9 proc. ogółu środków przeznaczonych na świadczenia zdrowotne. Szacunkowo na leczenie stomatologiczne jednego statystycznego Polaka w ciągu roku NFZ wydał 25 zł. Tylko 13,5 proc. z tych pieniędzy przeznaczono na leczenie dzieci, a 3,9 proc. na profilaktykę zębów u dzieci.