Zastrzegł, że aby bronić swego dobrego imienia, wykorzysta wszelkie dostępne środki prawne w związku z pojawiającymi się nierzetelnymi publikacjami. "Życie Warszawy" powołując się na teczkę znalezioną w Instytucie Pamięci Narodowej twierdzi, że właściciel telewizji Polsat Zygmunt Solorz-Żak podpisał zobowiązanie do współpracy z SB. Do teczki Solorza dotarł badacz Tadeusz Witkowski. Według gazety Solorz został zwerbowany do współpracy z wywiadem w 1983 roku i był zarejestrowany przez dwa lata pod pseudonimem "Zeg". - Podpisałem to, co mi SB kazało podpisywać. Nie czuję się jednak winny, bo na nikogo nie donosiłem i nikomu nie zaszkodziłem mówi prezes w rozmowie z "Życiem Warszawy". Z notatek operacyjnych funkcjonariuszy wynika, że obecny właściciel Polsatu podpisał nawet umowę "o współpracy ze Służbą Wywiadu", w której z "pobudek patriotycznych zobowiązywał się do wykonywania zadań zleconych przez wywiad". W zamian SB gwarantowała szkolenia wywiadowcze, zwrot kosztów i utrzymanie tajemnicy. Z kolei w piątek "Nasz Dziennik" napisał, że oprócz związków z SB z lat 80., po 1989 r. Solorz był także agentem (utworzonych formalnie w 1991 r. - red.). Według gazety, dokumenty współpracy Solorza z WSI są przechowywane w specjalnym tajnym zbiorze . Solorz zaprzecza swym związkom ze służbami po 1989 r. - Mimo kilku prób nacisku ze strony Służb Bezpieczeństwa współpracy z nią nie podjąłem. Nie przekazałem żadnego raportu, ani innych informacji oczekiwanych przez Służbę Bezpieczeństwa. Nikogo nie zadenuncjowałem, nikomu nie wyrządziłem żadnej krzywdy - czytamy w piątkowym oświadczeniu Solorza. Podał on w nim, że na przełomie lat 1983-84 doszło do "kilku wymuszonych spotkań". - Ponieważ SB nie uzyskała ode mnie żadnych oczekiwanych informacji - przestała się mną interesować. Od 1985 roku do chwili obecnej nie miały miejsca żadne kontakty ze Służbą Bezpieczeństwa - dodał Solorz. Napisał on również, że w okresie ubiegania się Polsatu o koncesję (telewizja otrzymała ją od Krajowej rady Radiofonii i Telewizji jednogłośnie w 1994 r. - red.) służby specjalne "podjęły działania - w KRRiT oraz u ówczesnych władz - w celu uniemożliwienia przyznania koncesji Polsatowi". Autor oświadczenia nie rozwinął tego wątku. - Polska rzeczywistość lat 90. była bardzo smutna - tak premier skomentował doniesienia mediów o tym, że Zygmunt Solorz był współpracownikiem PRL-owskiego wywiadu, a później - po 1989 r. - Wojskowych Służb Informacyjnych. - Wiadomość, kolejna można powiedzieć z pewnego cyklu - powiedział premier. Członek komisji ds. służb specjalnych uważa, że informacja "Naszego Dziennika" dotyczące ewentualnej współpracy Zygmunta Solorza z wywiadem wojskowym - najpierw peerelowskim, później z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi, to wynik "funkcjonowania" szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego . Według Grasia, sprawą przecieku powinna zająć się prokuratura. - Moim zdaniem te i inne przecieki to wynik funkcjonowania ministra Macierewicza w procesie likwidacji służb specjalnych - powiedział poseł PO. Jak dodał, nie interesuje go to, czy Solorz naprawdę współpracował z WSI, czy nie. - Mnie interesuje, dlaczego organy państwa, jak prokuratura, nie reagują na takie przecieki. Skoro dziś wyciekł Solorz, to jutro może zostać ujawniony nasz agent w Iraku czy w Afganistanie - podkreślił. W piątek marszałek zapewnił dziennikarzy, że sprawozdanie z likwidacji WSI nie wyciekło od niego. - To nie ode mnie - powiedział Jurek. - Raportem w Sejmie dysponuje wyłącznie marszałek i członkowie komisji ds. służb specjalnych. Oni nad tym raportem pracują, żadni inni posłowie nie dysponują tym raportem - zaznaczył marszałek Sejmu. Dopytywany, czy przeciekami w sprawie WSI nie powinna zająć się prokuratura, Jurek odpowiedział: "Jeżeli złamana została tajemnica państwowa to oczywiście, że należy badać".