Soloch pytany, czy polscy żołnierze pomogą Francuzom w Mali albo wesprą koalicję wymierzoną przeciwko Państwo Islamskiego przekonuje, że na takie decyzje jest jeszcze za wcześnie choćby dlatego, że nie powstał jeszcze natowski program wsparcia działań wymierzonych przeciwko IS. Jednocześnie zaznacza, że sytuacja jest bardzo dynamiczna, dlatego w przyszłości nie można niczego wykluczyć. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego przypomniał też w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", że prezydent Andrzej Duda - podobnie, jak kiedyś świętej pamięci Lech Kaczyński - opowiada się za zwiększeniem liczebności polskiej armii. - W tym kontekście jest mowa o 150 tysiącach żołnierzy - precyzuje. Jednocześnie zaznacza, że wszystko zależy od dwóch czynników - zapewnienia środków w budżecie, czyli de facto zwiększenia wydatków na obronność oraz od możliwości i czasu potrzebnego na wyszkolenie dodatkowych żołnierzy. W opinii Pawła Solocha odpowiedzią na obecne zagrożenia - w tym tak zwaną wojnę hybrydową, którą obserwowaliśmy w konflikcie rosyjsko-ukraińskim - może być wzmocnienie wojsk specjalnych. Przypomniał, że na takie rozwiązanie postawiła Rosja. - Jestem przekonany, że zwiększenie liczebności tych wojsk poprawiłoby bezpieczeństwo naszego kraju relatywnie niskim kosztem - podkreśla. Zaznaczył też konieczne są też zmiany w programie modernizacji sił zbrojnych. - Przygotowano go jeszcze przed agresją Rosji na Ukrainę. Dzisiaj widać już, że założenie wydatkowania 136 mld zł w ciągu dziesięciu lat jest zbyt optymistyczne - wskazuje. Soloch ostrzegł, że mamy obecnie do czynienia z kaskadowo narastającą eskalacją zagrożeń. - Na Ukrainie mamy zamrożony, nierozwiązany konflikt, który w każdej chwili może wybuchnąć. Do tego niepewną sytuację na Bliskim Wschodzie. Chodzi nie tylko o Syrię, ale po zestrzeleniu rosyjskiego samolotu także o trudne relacje NATO- Rosja - wymieniał. - No i nagły przypływ uchodźców i emigrantów do Europy oraz zamachy terrorystyczne na dużą skalę - dodał. Więcej w "Rzeczpospolitej"