Zdaniem Mazurkiewicz, jest jeszcze za wcześnie, aby Bronisław Komorowski mógł już organizować swoje uroczyste zaprzysiężenie w Sejmie, mimo że ostatni sondaż dla TVN24 dawał mu 20 proc. przewagi nad Jarosławem Kaczyńskim. - Ta przewaga byłaby bezpieczna, gdyby nie zdarzyła się katastrofa pod Smoleńskiem, a konkurentem marszałka byłby Lech Kaczyński. Wówczas mieliśmy pewną stabilność nastrojów. Teraz są one rozchwiane i następuje przewartościowanie preferencji. Aktualne sondaże mogą nie odzwierciedlać szybko zmieniających się nastrojów społecznych. Sytuacja przypomina tę z 2005 r. - mówi "Polsce" socjolog. Wedłu niego teraz, tak jak po śmierci Jana Pawła II, nastąpiło silne rozbudzenie uczuć patriotycznych i poczucia narodowej wspólnoty. - W takich sytuacjach kandydaci kojarzeni z tymi wartościami mają większe szanse - tłumaczy Mazurkiewicz. Dodaje, że ponieważ teraz między katastrofą pod Smoleńskiem a głosowaniem upłyną niecałe dwa i pół miesiąca, wahania nastrojów mogą być jeszcze bardziej gwałtowne, a to z pewnością pogłębi różnice między danymi sondażowymi a wynikiem wyborów. Socjolog namawia, by sondaże czytać ostrożnie: "W obecnych warunkach sondaż przeprowadzony w sobotę może przynieść inne wyniki niż ten z poniedziałku. Każde kolejne oświadczenie któregoś z głównych kandydatów, nowe informacje o śledztwie czy postawa rządu i pełniącego obowiązki głowy państwa marszałka będą znacząco wpływać na nastroje wyborców". - Ta kampania bardzo szybko się zaostrzy. Dominować będą emocje, a nie racje. Nie doceniamy też tych ludzi, którzy z całej Polski przyjeżdżali do Warszawy i stali po kilkanaście godzin, by oddać hołd prezydentowi. Wielu nich być może nie chodziło dotąd na wybory, a teraz są wyjątkowo zmobilizowani - mówi "Polsce" Mazurkiewicz. Jego zdaniem czas i okoliczności sprzyjają teraz Jarosławowi Kaczyńskiemu.