Uczestnicy happeningu byli ubrani w stroje hipisowskie, trzymali żółte słoneczniki, mieli gitarę. Przynieśli również transparenty: "Dzieci Kwiaty chcą swojej ulicy" oraz "Make Peace". W inscenizacji uczestniczyły też "moce IV RP" - czyli dwóch młodych mężczyzn w czarnych garniturach i przyciemnianych okularach - którzy wyrwali hipisom słoneczniki i flagi. - Chcemy wyrazić poparcie dla pomysłu nadania jednej z ulic Białołęki imienia "Dzieci Kwiatów". Zorganizowaliśmy ten happening, ponieważ radnym PiS nie podoba się ten pomysł. Mówią, że się źle kojarzy, że narkotyki, hipisi. My uważamy, że to zbyt daleko idące skojarzenia. Nazwa jest ładna i dźwięczna, wpisuje się w klimat tej dzielnicy - powiedziała rzeczniczka Stowarzyszenia Młoda Socjaldemokracja (SMS), Ewelina Latosek. Dodała, że ruch hipisowski był największym ruchem kontrkulturowym w XX wieku i wniósł bardzo wiele do kultury i muzyki. Według radnego LiD Bartosza Dominiaka, który uczestniczył w happeningu, nazwa "Dzieci Kwiaty" zasługuje na poparcie, ponieważ jest zgłoszona przez mieszkańców Białołęki. - Wreszcie pojawiają się ciekawe propozycje nazw ulic, zgłaszane przez mieszkańców. Nazwy ulic powinny być kolorowe, wesołe i przyjazne ludziom, a nie tylko martyrologiczne. Warszawa niestety jest królestwem nazw z powstania warszawskiego - oczywiście w wielu wypadkach słusznych. "Dzieci Kwiaty" to było coś więcej niż subkultura, to był fenomen społeczny" - podkreślił Dominiak. Jak zaznaczył, rada miasta skierowała projekt nazwy ulicy do zaopiniowania przez radę dzielnicy Białołęka.