- Pytanie: kto jest większym zagrożeniem dla Polski? Ja, lokalny przedsiębiorca, czy szef służb specjalnych łamiący prawo, zakładający nielegalne podsłuchy, wydający biliony z budżetu państwa na udowodnienie bzdur. Kto szkodzi bardziej? - pytał na wstępie Sobiesiak w swobodnej wypowiedzi. Byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego nazwał funkcjonariuszem opłacanym z podatków, "plującym na tych, którzy składają się na jego pensję". Dodał, że znalazł się przed komisją, bo walcząc o swoje interesy wszedł do świata zastrzeżonego polityków. - W tym świecie obowiązują inne zasady. Zasady, których nie znałem. (...) Tutaj kłamstwo, pomówienie, zła wola zastępują argumenty, dowody i racje - powiedział. - Jestem uczciwym człowiekiem, nie jestem stroną afery hazardowej - oświadczył biznesmen. - Od ponad pięciu miesięcy ja, moja rodzina i należące do mnie firmy jesteśmy przedmiotem kampanii oszczerstw i nagonki medialnej. Bez mojej winy i woli nazwisko Sobiesiak stało się instrumentem walki politycznej, prowadzonej bez szacunku dla prawdy czy dla zwykłej ludzkiej przyzwoitości - mówił Sobiesiak przed komisją w swobodnej wypowiedzi. Jak zapewnił, jest człowiekiem uczciwym, "nie mającym związku z tym, co funkcjonuje w obiegu publicznym jako afera hazardowa". - Nie jestem stroną waszej afery, całe swoje życie uczciwie zarabiałem na chleb swoją ciężką pracą - podkreślił. Przekonywał, że "ani w tej, ani w innej sprawie nikogo nie korumpował i nikomu nic nie dawał w zamian". - Jako przedsiębiorca muszę codziennie radzić sobie w absurdalnym świecie wzajemnie sprzecznych przepisów prawnych, pracowicie tworzonych przez posłów i zwalczać bezprawne decyzje podejmowane przez bezmyślnych urzędników, opłacanych także z moich podatków - dodał Sobiesiak. Komisja nie wyłączyła z przesłuchania Wassermanna Członkowie hazardowej komisji śledczej nie wyłączyli z przesłuchania Zbigniewa Wassermanna (PiS), o co wnioskował pełnomocnik Ryszarda Sobiesiaka. Przeciw wyłączeniu Wassermanna głosowało 5 posłów komisji, a 1 wstrzymał się od głosu. Mec. Ryszard Bedryj wniosek o wyłączenie Wassermanna uzasadnił tym, że poseł wielokrotnie - podczas dotychczasowych przesłuchań przed komisją oraz w mediach - wypowiadał się o Sobiesiaku w sposób "stronniczy". Jak wyjaśnił, Wassermann mówił o Sobiesiaku m.in., że jest "kryminalistą", co - jego zdaniem - jest niedopuszczalne. Jeszcze przed głosowaniem Wassermann powiedział, że używając słowa "kryminalista", zaznaczał, że to kolokwializm. Poseł PiS podkreślał, że jego słowa o Sobiesiaku wynikały nie z jego przekonań, ale z dokumentów, które ma komisja i pytał Sobiesiaka, czy jego wyrok skazujący za korupcję został zatarty. - Nie mam nic do dodania w tej sprawie - odpowiedział mu biznesmen. "Nie ujawniłem źródła przecieku" Ryszard Sobiesiak oświadczył przed hazardową komisją śledczą, że zeznając w prokuraturze w sprawie tzw. afery hazardowej nie mógł ujawnić źródła przecieku, bo o całej sprawie dowiedział się z mediów 1 października. Sobiesiak powiedział w swojej swobodnej wypowiedzi, że "Rzeczpospolita", która przed kilkoma dniami pisała o jego styczniowym przesłuchaniu w prokuraturze, nie opublikowała całego tekstu protokołu z przesłuchania, tylko - jak uważa - "kłamliwe streszczenie plus komentarze, które uruchomiły oszczerczą kampanię". "Rzeczpospolita" opublikowała zeznania, jakie Sobiesiak złożył w prokuraturze. Wynika z nich, że podczas spotkania 24 sierpnia 2009 roku, które dotyczyło pracy Magdaleny Sobiesiak - córki biznesmena w zarządzie Totalizatora Sportowego, Marcin Rosół (współpracownik ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego) miał jej powiedzieć, by lepiej nie ubiegała się o stanowisko członka zarządu TS, bo "są donosy" na jej "tatusia". - Chcę kategorycznie stwierdzić: nie ujawniłem w prokuraturze rzekomego przecieku, bo nie miałem pojęcia o akcji CBA przed 1 października prowadzonej wobec mnie - oświadczył Sobiesiak. Podkreślił, że nigdy nie mówił, iż były szef gabinetu politycznego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego Marcin Rosół ostrzegł jego lub jego córkę o podsłuchach CBA. Dodał, że nie wiedział nic na temat podsłuchów założonych na jego telefony. "Wycofałem Magdę, bo tam KGB, CBA" Zaznaczył, że jego córka po spotkaniu z Rosołem 24 sierpnia 2009 roku w kawiarni "Pędzący Królik", ani później nie informowała go o działaniach CBA. - Mówię te słowa, mając świadomość, że zeznaję pod przysięgą - dodał. - Moje wypowiedzi o "KGB i CBA" były komentarzem do manii podsłuchiwania wszystkich i wszystkiego. Nawiasem mówiąc, jak się okazało, nie pomyliłem się - powiedział biznesmen. Nawiązał w ten sposób do znajdujących się w stenogramach CBA cytatów z jego rozmowy z Janem Koskiem 27 sierpnia 2009 roku, podczas której mówił: "Wycofałem Magdę, bo tam KGB, CBA - jak się spotkamy to ci powiem - donosów było tyle". Sobiesiak zeznał że donosy, o których mowa, a które skłoniły jego córkę do wycofania się z konkursu o stanowisko w Totalizatorze Sportowym, są - jego zdaniem - codziennością w branży hazardowej. Dodał, że wiedział, iż do Ministerstwa Finansów i innych urzędów wielokrotnie wpływały nieprawdziwe donosy na jego temat. - Wiem o tych faktach, bo za każdym razem byłem sprawdzany i za każdym razem okazywało się, że rzekome rewelacje były zmyślone - dodał. Sobiesiak odniósł się też do cytowanych przez "Rz" jego zeznań w prokuraturze w sprawie długości znajomości ze Zbigniewem Chlebowskim, Mirosławem Drzewieckim i Grzegorzem Schetyną. Sobiesiak - jak podała "Rzeczpospolita" - powiedział w prokuraturze, że Drzewiecki, Chlebowski i Schetyna "byli jego kolegami". "Znam Drzewieckiego i Schetynę od około 20 lat" - cytowała zeznania Sobiesiaka gazeta. - Moje wypowiedzi na temat długości okresu znajomości z politykami, które stały się początkiem kłamliwych twierdzeń "Rzeczpospolitej", nie są sprzeczne z tymi, które komisja słyszała od panów Schetyny oraz Drzewieckiego - powiedział dzisiaj biznesmen. Powiedział, że staje przed komisją mając świadomość, że część osób już wydała na niego wyrok. - Ale zanim mnie powiesicie, posłuchajcie, co mam do powiedzenia w tej sprawie - mówił.