- Staję dzisiaj przed państwem z jednego powodu, bo nazywam się Sobiesiak. Jestem dumna z tego nazwiska i żadne wypowiedzi na temat mojego taty tego faktu nie zmienią - mówiła Sobiesiak w swobodnej wypowiedzi przed komisją śledczą. Odnosząc się do ubiegłotygodniowego przesłuchania jej ojca, pytała "dlaczego obywatel, nie pełniący żadnych funkcji publicznych, jest zmuszany wysłuchiwać w świetle kamer pytań zadawanych przez posła; dlaczego musi znosić odmienianie swojego nazwiska przez nieżyczliwych mu ludzi, bez szansy na porównywalny czas i ekspozycję w mediach na swoją obronę". Jak podkreśliła, nie jest osobą winną w aferze hazardowej, nie uczestniczyła w procesie legislacyjnym nad zmianami w ustawie hazardowej i nie ma wiedzy na temat zdarzeń związanych z aferą hazardową. "To są wasze porachunki" - Jako zwykły człowiek, obserwator mam wrażenie, że celem tej komisji nie jest znalezienie prawdy czy wyjaśnienie przyczyn afery. To są wasze porachunki, wasze spory - zaznaczyła Magdalena Sobiesiak. Jak oceniła, jej przesłuchanie jest dla śledczych "tylko epizodem, bez większego znaczenia dla ich narracji", a ją "dzisiejsze spotkanie kosztuje dużo zdrowia i nerwów". Sobiesiak przeprosiła także dziennikarzy za zachowanie ojca, który w dniu swego przesłuchania użył wobec reporterów słowa "swołocz". Pełnomocnik córki Sobiesiaka: To naruszenie jej praw - Wezwanie Magdaleny Sobiesiak w charakterze świadka przed komisję śledczą stanowi naruszenie przysługujących jej praw; jest też przykładem nieuprawnionego rozszerzenia kompetencji komisji na obywatela - oświadczył dzisiaj jej pełnomocnik Ryszard Bedryj. Mimo tego stwierdzenia córka Ryszarda Sobiesiaka zeznaje przed śledczymi. Jej adwokat jeszcze przed rozpoczęciem przesłuchania, podkreślał, że komisja śledcza jest powołana do zbadania określonej sprawy. Działania śledczych - jego zdaniem - powinny być nakierowane na ustalenie przebiegu działań ministrów oraz innych osób zajmujących stanowiska państwowe. - Moja klientka nie pełni, ani nie pełniła żadnych funkcji publicznych. Z zakresu kontroli komisji sejmowej jednoznacznie wynika, iż nie podlega badaniu przez komisję śledczą działanie podmiotów prywatnych, które nie podejmują żadnych działań z zakresu administracji publicznej, ani nie korzystają z pomocy państwa, albowiem komisje śledcze mogą badać wyłącznie działalność organów instytucji publicznych, wyraźnie objętych kontrolą Sejmu - mówił Bedryj. Zaznaczył, że każdy wezwany zobowiązany jest do stawienia się, ale nie wynika z tego, że można wezwać każdego obywatela. Argumentował, że w sprawie, której dotyczy sejmowe śledztwo powinni być przesłuchiwani członkowie Rady Ministrów i podlegli im funkcjonariusze publiczni, posłowie i senatorowie pracujący przy nowelizacji ustawy hazardowej, a także funkcjonariusze badający proces opracowania projektu ustawy o grach. - Nie ma podstaw prawnych, aby osoba prywatna, której działania nie wywołały podejrzenia, iż nielegalnie mogła wpływać na osoby wymienione powyżej, była przez komisje przesłuchiwana - oświadczył Bedryj. Podkreślił, że główny powód, dla którego jego klientka została wezwana, czyli spotkanie z byłym szefem rabinatu politycznego ministra sportu Marcinem Rosołem "pozostało bez wpływu na przedmiot prac komisji". - Nie jest związane bowiem ani z wpływaniem na proces legislacyjny ustawy o grach i zakładach wzajemnych, a tym bardziej z nieuprawnionym wpływaniem na ministrów bądź inne osoby zajmujące stanowiska państwowe - mówił pełnomocnik Magdaleny Sobiesiak. Jego zdaniem w związku z tym jest podstawa do uchylenia się jego klientki od udziału w czynnościach komisji śledczej. Zastrzegł jednak, że będzie ona zeznawać. Uprzedził przy tym, że jeśli pojawią się pytania niezgodnych z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, będzie wnioskował o ich uchylenie. "Nie rozmawiałam z Rosołem o akcji CBA" Magdalena Sobiesiak oświadczyła przed hazardową komisją śledczą, że podczas spotkania z Marcinem Rosołem 24 sierpnia 2009 r. nie było mowy o akcji CBA, ani ostrzeżeń o podsłuchach. Córka Ryszarda Sobiesiaka powiedziała w swojej swobodnej wypowiedzi, że z Rosołem - asystentem, a następnie szefem gabinetu politycznego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego - spotkała się trzykrotnie. Zastrzegła, że nie pamięta dat i godzin tych spotkań. Jak mówiła, Rosoła poznała podczas jego pobytu w należącym do jej ojca ośrodku "Szarotka" w Zieleńcu. Zaznaczyła, że wymienili wtedy tylko "kilka zdawkowych zdań" i nie poruszali zupełnie tematu jej pracy.