Stenogramy zostały we wtorek opublikowane na stronach sejmowych. Sobiesiak powiedział w czwartek, pytany przez Bartosza Arłukowicza (Lewica), że już po ujawnieniu w mediach tzw. afery hazardowej (w październiku 2009 roku) widział się z Drzewieckim w Stanach Zjednoczonych. Jak wyjaśniał, na Florydzie, gdzie obaj mają rezydencje, przypadkowo spotkali się w listopadzie lub grudniu (2009 roku) i zdecydowali się umówić, żeby porozmawiać. - Siedzę na ławce, czytam gazetę, moja córka buszuje po jakimś shoppingu i... podjeżdża pan Drzewiecki, widzę jak wysadza żonę i jedzie dalej. I nie widzi nawet mnie. I pani Nina idzie, więc witam się z nią. Nikt w to nie uwierzyłby i mieliśmy się chować, bo ja nawet się zastanawiam, czy my widzieliśmy się, czy nie. No, i przez panią Ninę się umówiłem. Miał tam przyjechać za 2 godziny czy za kiedyś; żeśmy się raz tam widzieli - relacjonował biznesmen. - O aferze coś tam było... to była taka rozmowa, ja nie wiem, on był obrażony na mnie, ja na niego - mówił Sobiesiak. Sobiesiak nie pamiętał jednak dokładnie przebiegu rozmowy z byłym ministrem sportu. Z kolei Drzewiecki zeznał, że ostatni raz widział się z Sobiesiakiem 22 września 2009 roku w Warszawie, w hotelu Radisson. "Zastanawiałem się, czy wracać do Polski" Sobiesiak powiedział też na zamkniętym posiedzeniu komisji, że gdyby w grudniu miał taką wiedzę jak obecnie, nie wróciłby ze Stanów Zjednoczonych do kraju. - W życiu nie przeżyłem takiego horroru. Ja normalnie wyjechałem z Polski. Normalnie wróciłem. Wracałem, bałem się. Ja statkiem, drogą, już stałem na schodach w samolocie i się wracałem. Jeden pan mi mówił: wracaj, drugi: nie, idiota jesteś. Przyjaciele moi do mnie mówili: idiota. (...) No, uwierzcie mi, jakbym wiedział to, co teraz wiem, bym nie przyleciał w grudniu do Polski. Znaczy w grudniu do Europy. Nie przyleciałbym, jakbym to wiedział wszystko - mówił Sobiesiak na zeszłotygodniowym zamkniętym dla mediów posiedzeniu komisji. Biznesmen podkreślał, że gdyby wiedział o wszystkich donosach na niego, nie wróciłby do kraju. Podkreślał, że nic nie miał sobie do zarzucenia, ale ludzie, którzy go znali i "znali układy", dzwonili do niego i prosili, żeby nie przyjeżdżał. - Przyjaciele moi dzwonili albo w Ameryce mówili: nie jedź, bo cię zamkną. Ja mówiłem: no, za co mnie mogą zamknąć? - relacjonował. - Ja w życiu nie pomyślałem, że coś takiego może być. Ja wiedziałem, co ja zrobiłem. Mówię: no, co wy, jesteście nienormalni? No co mi mogą zrobić, że dzwoniłem do posła jako kolegi? - mówił biznesmen. "Nie jestem rekinem hazardu" Na zamkniętym posiedzeniu komisji Sobiesiak zeznał też, że on i jego rodzina mają niewielkie udziały w firmach hazardowych. Biznesmen mówił, że nie jest żadnym rekinem hazardu. Podkreślał, że jego syn ma 20 proc. udziałów w firmie Casino Polonia, ale - w jego ocenie - nie jest ona w tej chwili dochodowa. Poinformował, że w 2007 r. sprzedał 80 proc. udziałów w tej spółce. Dodał, że jego rodzina ma też 1/3 udziałów w firmie Golden Play, która prowadzi salony gry i ma automaty o niskich wygranych. - Do tej chwili mamy 1/3 udziałów w Golden Play jako rodzina Sobiesiaków i 20 proc. w Casino Polonia, i nic więcej - oświadczył Sobiesiak. Zaznaczył, że większą część udziałów w Golden Play sprzedał w 2006 i 2007 roku. Zaznaczył, że Golden Play ma 300 automatów o niskich wygranych, co oznacza, że do niego należy 100. Zwrócił przy tym uwagę, że na rynku funkcjonuje ok. 60 tysięcy takich automatów. - I ja jestem rekin hazardowy - ironizował biznesmen.