Konrad Piasecki: Jest w panu niesmak po tych obchodach rocznicowych? Janusz Śniadek: - Tak. Pytanie, na ile to, co oglądaliśmy, było spontaniczne, a na ile przygotowanym przez PR-owców, wyreżyserowanym widowiskiem. Mówi pan o tych gwizdach ludzi "Solidarności" przeciwko Donaldowi Tuskowi? - Tutaj PR-owcy na pewno niewiele mieli do powiedzenia, natomiast to była spontaniczna reakcja ludzi na to, co słyszeli z mównicy. To znaczy spontaniczni byli związkowcy, a Donald Tusk był wyreżyserowany? - Poproszę o następne pytanie. Czyli niesmak - rozumiem - jest, a wstyd za gwiżdżących kolegów? Traktujących tak swojego gościa? - Wie pan, jeśli jest mi za kogoś wstyd, to za ludzi, których chcielibyśmy nazywać mężami stanu. Jestem zgorszony nieustannymi kłótniami, swarami elit politycznych między sobą, często ludzi dawnej "Solidarności". To wzajemne rozpychanie się łokciami, kogo postawić na cokole... - Przepraszam - może nie powinienem tego dzisiaj mówić, ale chciałbym zrobić wszystko - i robiłem wszystko - żeby te obchody były godne, żeby oddać szacunek ludziom Sierpnia, tym milionom, które w tym uczestniczyły, może w samych protestach sierpniowych. Chociaż też gdybyśmy się dobrze policzyli, to w tych strajkach byśmy się doliczyli miliona ludzi i więcej. A więc tym wszystkim, którzy w tych protestach uczestniczyli, należało oddać cześć. I to, co się stało, nie było uszanowaniem tych ludzi. I powie pan dzisiaj: nie udało się? - Czy nie udało się... Na pewno zwróciliśmy uwagę na to, że w Polsce trwa dzisiaj również wielki spór. Nie tylko pomiędzy politykami, którzy od lat kłócą się między sobą o "Solidarność" - bo niestety, tak jak Polska jest krajem demokratycznym, tak i "Solidarność" od chwili powstania była niezależna, samorządna, była tam demokracja. I do reprezentowania ludzi w "Solidarności" trzeba uzyskać mandat od ludzi. Teraz zbliżają się wybory, dobiega końca tura na poziomie zakładowym, ponadzakładowym, a więc w "Solidarności" też - tak jak w kraju - trzeba uzyskiwać mandat. Nie mamy dożywotniego prezydenta, nie mamy dożywotniego premiera, posła, a więc i w Solidarności trzeba sobie ten mandat sobie odświeżać. I mamy pańskiego rywala. Pan wystartuje ponownie w tych wyborach na przewodniczącego związku? - Tak. Nie chciałbym specjalnie o tym mówić. Ja to zapowiedziałem, mam poparcie regionu gdańskiego. To nie jest żadną tajemnicą, jest publicznie wiadomo, że region gdański popiera moją osobę na tę funkcję, podobnie, jak wszyscy w związku wiemy, że symetryczna sytuacja jest z przewodniczącym regionu śląsko-dąbrowskiego. Pan mówi o politykach i o godnym świętowaniu rocznicy. A czy godnym świętowaniem rocznicy jest wypominanie, kto w stoczni chciał kompromisu, a kto prezentował twardą linię? To był dobry pomysł na obchody - ten, który miał Jarosław Kaczyński? - Myślę, że formułowanie, że to był czyjś pomysł na obchody - jest nieuprawniony. Natomiast to z całą pewnością było nieszczęśliwe, to nie powinno mieć miejsca na tym zjeździe. Bardzo żałuję, że tak się stało. Natomiast nikt nikomu nie układał przemówień. Moje przemówienie na zjeździe nie było żadną niespodzianką. Proszę przejrzeć, co mówiłem przez ostatni rok. Powtórzyłem tylko te rzeczy, które mówię od miesięcy, tylko, że normalnie ich nikt nie słucha. Tylko, że to Jarosław Kaczyński jest tym politykiem, którego pan poparł w czasie wyborów prezydenckich. Może od niego należałoby wymagać więcej? - To prawda. Więc nie ukrywam, że tymi wątkami bardzo personalnymi, jestem bardzo mocno rozczarowany. Bez względu na to, z jakim uznaniem myślę o innych bardzo ważnych fragmentach jego wypowiedzi. A nie żałuje pan, że "Solidarność" poparła go w wyborach? - Niczego nie żałuję. A jeżeli, to tego, że nie uszanowano ludzi podczas tych obchodów. Nie uszanowano zwykłych ludzi. Zajęci sobą politycy znowu przygotowali społeczeństwu gorszące widowisko. Bogdan Borusewicz mówi, że zachowanie związkowców było żenujące, Bogdan Lis mówi o kompromitacji. Może rzeczywiście to jest tak, że to nie "Solidarność" powinna już organizować obchody rocznicowe. - Widzę, że brniemy w tę formułę. Jan Paweł II miał na to krótką odpowiedź: w sporach między władzą a społeczeństwem, rację ma zawsze społeczeństwo. Dzisiaj słyszymy, że trzeba wymienić społeczeństwo. Pytanie, kto tu jest władzą? Czy Bogdan Borusewicz to jest władza, a wy jesteście społeczeństwem? Bo rozumiem, że tak by to pan chciał usytuować. - Bogdan Borusewicz jest marszałkiem Senatu, to jest jeden z najwyższych urzędów w państwie i proszę tutaj nie przeinaczać faktów. To jednocześnie jest ojciec "Solidarności", to jest człowiek, który ma prawo powiedzieć, jak chciałby żeby wyglądały obchody rocznicowe. - Wie pan, ma prawo powiedzieć i nikt, absolutnie nikt - to potwierdzam z całą mocą i oburącz się podpisuję pod apelem szeregu panów, osób, posłów w gruncie rzeczy do tego rządu, żeby przygotowywał obchody rocznicowe. Nic nie stało na przeszkodzie, zresztą już takie przypadki miały miejsce w przeszłości, również i teraz. Z tym, że to jednak gdyby - zastrzegam - centralną uroczystością w czasie obchodów zawsze była msza święta pod Trzema Krzyżami, to się nie zmieni, swój zjazd "Solidarność" zawsze zwoływała i będzie zwoływała, niezależne samorządy, natomiast to, że rząd w tym roku nie zrobił nic, to była kwestia wyłącznie ich podejścia. Nic im nie stało na przeszkodzie i tutaj apeluje do rządu żeby realizował swoje ustawowe obowiązki, przestrzegał czy szanował święta państwowe odpowiednio aranżując jakieś ważne wydarzenia. Pan mówi że Tusk był świetnie przygotowany przez PR-owców, a ma pan jakieś wytłumaczenie w takim razie, po co mu były te gwizdy i po co było to buczenie pańskich kolegów? - W tej chwili w Polsce ostatnie, niepodporządkowane Platformie po przejęciu telewizji, publiczne instytucje, to Kościół i "Solidarność". Może przyszła pora na neutralizację "Solidarności", osłabienie "Solidarności", bo temu mam wrażenie służyło to, co się wydarzyło w sytuacji, gdy "Solidarność" domaga się poważnych rozmów o poważnych polskich sprawach poważnych problemach pracowników. Proszę mi wytłumaczyć, w jaki sposób to gwizdanie na premiera ma osłabić "Solidarność". - Nie. Osłabić ma to, co się w tej chwili dzieje, ta naganka na "Solidarność", te sądy urządzone nad "Solidarnością". Natomiast na tym zjeździe z ust przedstawicieli rządu jakie ważne, polskie problemy zaistniały w ich ustach? Kto z nich ujął się za pracownikami w tym? Ale to był zjazd rocznicowy, mający służyć świętowaniu, a nie rozpamiętywaniu tego... - "Solidarność" nie będzie miała prawa nazywać się "Solidarnością", jeśli zapomni o ludziach, o ludzkich problemach i to sobie powiedzmy od początku do końca.