SN rozpatrywał pytanie prawne Sądu Okręgowego w Kielcach, który miał rozpatrzyć - jako sąd II instancji - apelację. Chodziło o to, czy można skazać za fałszywe zeznania osobę (przesłuchiwaną w charakterze świadka), która złożyła je z obawy przed możliwością postawienia jej zarzutów w sprawie pozostającej w bezpośrednim związku z procesem, w którym składała zeznania. SN uznał, że ze względu na istotne okoliczności tej sprawy - m.in. jej tajność - nie może odpowiedzieć na to pytanie. - Charakter tej rozprawy spowodował, że zarówno orzeczenie, jak i uzasadnienie wyroku pierwszej instancji, oraz w całości apelacja prokuratury, zostały objęte klauzulą tajności. Szczegółowe rozpatrzenie tego pytania prawnego musiałoby się wiązać z koniecznością ujawnienie okoliczności, które ze względu na interes państwa powinny pozostać tajemnicą - uzasadniał przewodniczący składu sędziowskiego Piotr Hofmański. Ponieważ jednak - jak podkreślił Hofmański - całkowita odmowa zajęcia się sprawą byłaby "chowaniem głowy w piasek", SN zdecydował się na przejęcie apelacji do własnego rozpoznania. Jest to precedens, bo apelacje rozpatruje z zasady sąd II instancji, a nie SN, który bada tylko kasacje od prawomocnych już wyroków. Jak dodał, nie ma natomiast trybu, w którym SN mógłby objąć klauzulą tajności wydaną w tej sprawie uchwałę. - Gdyby sporządzić uzasadnienie w sposób ogólnikowy, które byłoby wyrazem pragnienia zachowania w tajemnicy okoliczności, to wtedy ta uchwała byłaby mało czytelna i niewiele w sprawie mogłaby wnieść - zaznaczył. - Dlatego SN musiał uchylić się od podjęcia uchwały w tej sprawie, a odmowa byłaby niesensowna, bo zagadnienie prawne jest w istocie poważnym problemem interpretacyjnym wymagającym rozważenia - dodał. Sąd powołał się więc na artykuł 441 Kodeksu postępowania karnego, zgodnie z którym mógł przejąć sprawę do rozpoznania. Hofmański zaznaczył jednak, że w praktyce takie orzeczenie należy do rzadkości, gdyż apelacje rozpatruje z zasady sąd II instancji, a nie SN, który bada kasacje od prawomocnych już wyroków. Sąd rejonowy uniewinnił Kowalczyka w marcu br. Uznał, że Kowalczyk, nie informując prokuratury o "przecieku" informacji o planowanej akcji CBŚ w Starachowicach i składając fałszywe zeznania, realizował swoje prawo do obrony. Przyjął też, że b. szef policji był pierwszym źródłem wycieku tajnych informacji o planowanej akcji CBŚ i właśnie za to powinien odpowiadać. W 2005 r. w procesie dotyczącym wycieku tajnych informacji o planowanej akcji policji w Starachowicach zostali skazani byli posłowie SLD Andrzej Jagiełło i Henryk Długosz - odpowiednio na rok i półtora roku więzienia. 11 września Sąd Okręgowy w Radomiu zdecydował o warunkowym przedterminowym zwolnieniu Jagiełły z odbycia reszty kary, tę decyzję utrzymał Sąd Apelacyjny. W tej sprawie skazany został też trzeci z oskarżonych polityków - były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Zbigniew Sobotka. W grudniu ub. roku ułaskawił go prezydent Aleksander Kwaśniewski, który złagodził jego karę do roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Według ustaleń sądów w Kielcach i Krakowie, Sobotka uzyskał od ówczesnego komendanta głównego policji gen. Antoniego Kowalczyka informacje o tajnej akcji CBŚ przeciwko starachowickim przestępcom. Przekazał je następnie posłowi Długoszowi, a ten Jagielle. Informacja o zamiarach policji dotarła do dwóch samorządowców starachowickich, a następnie do osoby podejrzewanej o kierowanie rozpracowywaną grupą przestępczą - Leszka S.