- Związkowcy potrafili zorganizować demonstrację, która jest wydarzeniem. To, co obserwowałem, było spokojne i godne. Były co prawda śpiewy i skandowanie haseł, ale jest to z zasady część kultury demonstracji. W porównaniu do zachodnich demonstracji, które obserwowałem, sobotnie manifestacje w Warszawie były jednak dość monotonne - powiedział Smolar. Podkreślił, że to, co go w manifestacji uderzyło, nazwałby godnością pracy. - Przejawiało się to "korporacyjnym charakterem" ubrań, dzięki którym różne grupy zawodowe odróżniały się od siebie, dużo było też flag solidarnościowych. To wszystko było porządne, zorganizowane, robiło wrażenie estetyczne. Taki wyraz dumy i godności pracy - mówił Smolar. Jego zdaniem, powodzenie demonstracji związkowej może prowadzić jednak do antagonizowania części związkowców. Smolar podkreślił, że przy okazji akcji protestacyjnej niezależność zademonstrował bowiem szef NSZZ "Solidarność" Piotr Duda, który - jak mówił politolog - był "oskarżany ostatnio o to, że za bardzo utożsamił się z PiS". - On w ten sposób pokazał swoją niezależność, że jest w stanie rozmawiać z każdym - i z każdym przeciwko władzy demonstrować, w tym wypadku również z OPZZ i z ludźmi z SLD - zaznaczył Smolar. Zdaniem politologa trudno jest na razie powiedzieć, jak protesty związkowe wpłyną na opinię publiczną i na władzę. Jednak - według niego - zakończone w sobotę związkowe Dni Protestu i zbliżające się referendum ws odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz oznaczają, że przed rządem jest trudny okres. - W związku z referendum na władzę wywierana jest ostatnio stała presja, która prawdopodobnie będzie się wzmacniała. Manifestacje są w jakimś sensie otwarciem tego sezonu - powiedział Smolar.